Albert Camus stwierdził, że jest tylko jeden problem filozoficzny prawdziwie poważny: samobójstwo. Ale nie tylko filozofów on porusza. Psychologowie szukają sposobów zapobiegania tej strasznej śmierci, a organizacje zajmujące się ochroną zdrowia biją na alarm. Na całym świecie umiera z własnej ręki około miliona osób rocznie, co czyni samobójstwo dziesiątą najczęstszą przyczyną zgonów. Dodatkowo każdemu popełnianemu samobójstwu towarzyszy od 10 do 40 nieudanych prób, co powoduje, że w samych tylko Stanach Zjednoczonych rocznie 650 tys. osób trafia na pogotowie w wyniku nieudanego zamachu na swoje życie, a niektóre z nich zostają niepełnosprawne do końca życia.
Według danych gromadzonych przez Komendę Główną Policji w ciągu ostatnich kilkunastu lat w Polsce popełniano średnio ponad 5 tys. samobójstw rocznie. W ubiegłym roku 5405 osób skutecznie odebrało sobie życie w naszym kraju. Najbardziej wstrząsające jest to, że wskaźnik samobójstw w skali globalnej stale rośnie: jak podaje WHO, od lat 60. XX w. do dzisiaj nastąpił skok o ponad 60 proc.
Czy psychologia potrafi identyfikować czynniki ryzyka, które mogą pchnąć człowieka do śmierci z własnej ręki? Odpowiedzi na to pytanie udzielił niedawno dr Joseph C. Franklin z Uniwersytetu Harvarda wraz ze swoim zespołem badawczym i jest ona raczej gorzka: „Nasza analiza wykazała, że nauka potrafi przewidzieć przyszłe myśli i zachowania samobójcze najwyżej tak, jakbyśmy zgadywali w przypadkowy sposób. Innymi słowy, ekspert zajmujący się samobójstwami po przeprowadzeniu pogłębionej analizy czynników ryzyka mógłby przewidzieć wystąpienie u pacjenta przyszłych myśli i zachowań samobójczych z taką samą dokładnością jak ktoś bez jakiejkolwiek wiedzy o pacjencie na podstawie rzutu monetą. To niezwykle upokarzające – po dziesiątkach lat badań nauka nie dokonała żadnego postępu w przewidywaniu aktów samobójstw” – stwierdził Franklin, komentując wyniki swoich badań dla American Psychological Association.