Juliusz Ćwieluch: – Czego szukamy w kosmosie?
Dr Aleksandra Bukała: – W misjach poza orbitą Ziemi głównie sprawdzamy, czy mamy towarzystwo we Wszechświecie.
Pani w to wierzy?
Jako inżynier nie chcę wierzyć, chcę wiedzieć. Przemawia do mnie wypowiedź głównej bohaterki z filmu „Kontakt”, że Wszechświat jest większy niż największa rzecz, jaką możemy sobie wyobrazić. A jeżeli bylibyśmy w nim sami, byłoby to straszne marnotrawstwo przestrzeni.
Nie przeraża pani świadomość tego ogromu?
Raczej fascynuje. Przy technice, którą obecnie dysponuje ludzkość, jeszcze bardzo długo będziemy więźniami naszego Układu Słonecznego. Daleki Wszechświat jest ciągle poza zasięgiem naszego poznania. Próbujemy go podglądać na wszystkie możliwe sposoby z Ziemi i za pomocą sond kosmicznych, ale to zaledwie namiastka poznania. O prawdziwej eksploracji na razie możemy tylko pomarzyć.
Dlaczego się tak zacięliśmy na zdobycie Marsa?
Bo jest blisko. Technologicznie załogowa misja na Marsa jest w naszym zasięgu. Moglibyśmy tam dolecieć. Pomijając destrukcyjny wpływ długiego stanu nieważkości, trzeba jeszcze rozwiązać wiele problemów, w tym tych związanych z powrotem. Z pewnością będzie trudniej wrócić niż z Księżyca, bo trzeba pokonać grawitację Marsa bez użycia kosmodromu, którego tam nie mamy. Na szczęście przyciąganie Czerwonej Planety to zaledwie 40 proc. ziemskiego.
Pewnie znaleźliby się ochotnicy gotowi polecieć w jedną stronę.
NASA, która prowadzi najbardziej zaawansowany projekt załogowej eksploracji Marsa, kategorycznie stawia warunek powrotu całej załogi. I takie jest, myślę, oczekiwanie ludzi. Nie chcemy wysyłać naszych emisariuszy na pewną śmierć.