Naukowcy powiadają, że smak to chemiczne wrota do mózgu. Porównując z okiem lub uchem budowę kubków smakowych – które w imponującej liczbie ok. 9 tys. sztuk rozmieszczone są na języku, podniebieniu, tylnej ścianie gardła oraz nawet w górnej części przełyku – są to struktury dużo bardziej prymitywne, lecz dzięki nim potrafimy kategoryzować setki substancji chemicznych. Bez nich każda uczta byłaby nudna – nie potrafilibyśmy odróżnić smaku wigilijnego karpia od zupy grzybowej albo słodkiego makowca od śledzia.
Oczywiście wszystkie zmysły współgrają przy stole ze sobą. Ładniej wyglądające potrawy lepiej smakują, a ich zapach przedostający się przez nos uwydatnia inne bodźce. Gdy mamy katar, jednocześnie zanika smak, lecz chyba tylko Anglosasi dzięki krótkiemu słowu flavour precyzyjnie potrafią wyrazić subtelne połączenie obu doznań.
Spośród trzynastu wigilijnych potraw każdy biesiadnik ułoży własny ranking tego, co mu najbardziej smakuje, a wielu nie będzie potrafiło nawet nazwać, co czuje na języku. Być może należą do 1,5–2 proc. społeczeństwa, którzy węch lub smak zatracili na skutek rozmaitych chorób lub przyjmowanych leków? Okazuje się, że prawie połowa spośród 130 najczęściej przepisywanych medykamentów zaburza prawidłowe odczuwanie smaku, przy czym najbardziej traci na tym sól, gdyż jednoczesne stosowanie już zaledwie trzech farmaceutyków podwyższa próg detekcji słonego aż jedenastokrotnie (gorzkiego siedmiokrotnie, kwaśnego – czterokrotnie, słodkiego – dwuipółkrotnie).
Świątecznego obiadu nie powinny zatem przyrządzać