To miał być zwykły powrót z działki. Pan Jerzy dobrze znał drogę do domu. Samochód był sprawny, ruch na trasie przeciętny, niedzielny. O godz. 11 Jerzy zasnął za kierownicą i, przecinając przeciwny pas ruchu, wpadł do rowu.
W statystykach policyjnych zmęczenie i zaśnięcie kierowcy to jedna z wielu przyczyn wypadków. Pod względem częstości – na pozycji dziewiątej: w 2016 r. odnotowano z tego powodu 666 kraks, w których zginęło 98 osób, a blisko tysiąc było rannych. W poprzednich latach podobnych zdarzeń było o około 100 mniej, ale trudno powiedzieć, na ile są to wiarygodne dane. Czy inne wykroczenia, jak np. przejazd na czerwonym świetle, nie wiązały się również z nagłym zaśnięciem kierowcy? W USA, gdzie dane o zaburzonej koncentracji i senności prowadzących pojazdy zbierane są uważniej, statystyki wyglądają dużo groźniej: aż 1,2 mln wypadków samochodowych – co piąty w ciągu roku! – można przypisać zmęczonym kierowcom. To tysiące ofiar i urazów.
Dzięki zaawansowanym narzędziom diagnostycznym do monitorowania oddychania i ruchów klatki piersiowej Amerykanie wiedzą również, że głównym winowajcą jest tzw. obturacyjny bezdech podczas snu, który dotyka w USA ok. 5 mln mężczyzn i 2,5 mln kobiet. Z powodu powikłań, już wcale nie na drogach, może umierać nawet 40 tys. pacjentów rocznie.
Fuszerka natury
Kiedy prof. Andrzej Kukwa, laryngolog, 30 lat temu przywiózł ze Stanów Zjednoczonych nową wiedzę o zaburzeniach oddychania podczas snu, spotkała go w Polsce fala ironii. „Niektórzy mówili, że przewróciło mi się w głowie i ściągnąłem do kraju nieznaną chorobę” – napisał w internecie. – Wkoło ludzie umierali na raka i zawały serca, a on proponował zajmowanie się tymi, którzy nie mogli spać – wspomina lekceważące nastawienie kolegów prof.