Służba zdrowia w Wielkiej Brytanii nie powinna być dla nas punktem odniesienia, ale wielu Polaków lubi porównywać system lecznictwa w obu krajach. Kolejki do specjalistów? Taka sama bolączka. System oceny technologii medycznych? Podobnie restrykcyjny. Pozycja lekarzy rodzinnych? Dla nas jeszcze niedościgniony wzór.
Na tej fali od dawna utrzymywali się również orędownicy homeopatii, którzy przy każdej okazji powoływali się nie tylko na to, że sama rodzina królewska leczy się w ten cudaczny sposób, ale – i to miał być koronny argument uzasadniający rzetelność tej metody – finansuje ją w szpitalach National Health Service (NHS).
NHS to odpowiednik naszego NFZ, który z pieniędzy publicznych refunduje Brytyjczykom leki oraz świadczenia medyczne. Skoro w Londynie, mieście na wskroś nowoczesnym, leczenie homeopatią w szpitalu The Royal London Hospital for Integrated Medicine było możliwe z funduszy publicznych, to sami Państwo przyznacie, że coś musiało być na rzeczy – wszak nie marnowaliby swoich pieniędzy uważni Anglicy! Tego rodzaju argumentację można było usłyszeć w Polsce od niejednego homeopaty, ale właśnie z hukiem legła w gruzach. Zaprzestanie finansowania środków homeopatycznych przez NHS wielu brytyjskich ekspertów uznało za decyzję konieczną i spóźnioną. Więc jednak to pic na wodę?
Czytaj także: Triumf pseudonauki nad rozumem
Homeopatia, czyli słodkie nic
Homeopatię można skrótowo nazwać medycyną rozcieńczeń. Zgodnie z teorią Samuela Hahnemanna – pochodzącą z 1790 roku – identyczna substancja, która w dużej dawce wywołuje określone dolegliwości, przyjmowana w minimalnych dawkach leczy je.