Wizja edukacji autorstwa PiS oznacza, że ogromne obszary ludzkiej wiedzy – zwłaszcza psychologia, antropologia, socjologia – pozostaną z całą pewnością na lata poza zasięgiem programów nauczania (nawet w szkołach średnich), ustępując miejsca przede wszystkim zbanalizowanej historii. Niestety, wprowadzana z determinacją tzw. reforma zniechęca do dyskusji, czego i jak trzeba dziś uczyć.
Rodziców, a nawet niedawnych entuzjastów poszukiwania nowych form dla edukacji zdaje się ogarniać fatalizm. Pocieszają sami siebie: z indoktrynacją, historyczną ściemą, martwotą lektur – zabytków literatury kolejne pokolenia młodzieży sobie poradzą, tak jak radziły za PRL, by nie sięgać zbyt głęboko w przeszłość. Podobnie my, dziadkowie. Jakoś nauczyliśmy się czytać, pisać, myśleć, to i wnuki się nauczą. Nasza szkoła przeginała w pustosłowiu, patriotyczno-socjalistycznych rytuałach, ta przegina w religijno-narodowej obrzędowości – widocznie taka natura rzeczy. My się obroniliśmy, to i współcześni młodzi się obronią.
Zgoda. Tyle że wyjdą z tych anachronicznych szkół bezbronni wobec otaczającego ich świata. Bowiem rzeczywistość – polityczna, ekonomiczna, społeczna – niezwykle sprawnie korzysta z tego, co nauka zdołała ustalić na temat natury człowieka; jego motywacji, emocji, zachowań, reakcji czy wzajemnych relacji. I coraz przebieglej to wykorzystuje, czyniąc z ludzi bezwolnych konsumentów, irracjonalnych wyborców, narcyzów z wiecznym poczuciem krzywdy i urażonej godności, czy też zagubionych „depresantów” z chronicznym kryzysem sensu życia. Większość nie ma dziś żadnych intelektualnych narzędzi, by się przed rozmaitymi manipulacjami na ich psychice bronić. Ba, nie przypuszcza nawet, że pada tych manipulacji ofiarą.
Lista dojmującej obecności
To nie jest bynajmniej żadna teoria spiskowa.