To zawsze w ochronie zdrowia wzbudza kontrowersje: po co zatrudniać ludzi do obsługi systemów informatycznych, skoro brakuje kadr do zajmowania się chorymi? Czy jest sens wydawać pieniądze na takie systemy, jeśli nie starcza ich na zakup szczepionek lub leków? I dlaczego poświęcać czas na zbieranie danych, gdy powinno się go przeznaczać dla pacjentów?
Jak leczyć, by wyjść
Lekarze od wielu lat pomstują na liczne obowiązki związane z biurokracją, narzucone im przez Narodowy Fundusz Zdrowia. Cyfryzacja miała skrócić czas na sprawozdawczość, ale w wielu wypadkach go wydłużyła, gdyż wdrożone programy wymagają niezwykłego skupienia i wprowadzania do komputera bardzo wielu danych. W dodatku niepotrzebnych, gdyż zdaniem medyków Fundusz wcale ich pracy nie analizuje i nie przekazuje informacji zwrotnej, co z tego wszystkiego wynika.
Dlatego gdy na początku marca prezes NFZ zapowiedział, że mają ruszyć prace nad utworzeniem w tej instytucji rejestrów medycznych, lekarze złapali się za głowę: czego jeszcze będą chcieli teraz? Okazało się, że to odpowiedź na jeden z postulatów organizacji pacjentów, które od dawna domagają się bardziej przejrzystych informacji dotyczących jakości, skuteczności i bezpieczeństwa leczenia. Na pierwszy ogień miałyby pójść rejestry dotyczące chorób onkologicznych, co pomogłoby stworzyć publiczną bazę danych dotyczących leczenia nowotworów w Polsce.
Podjęcie tego nowego zadania umożliwiają Funduszowi przepisy wprowadzone w ubiegłym roku do ustawy o systemie informacji w ochronie zdrowia. W ich uzasadnieniu, podobnie jak w wypowiedziach urzędników NFZ, pobrzmiewają oczywistości: że rejestry są najbardziej obiektywnym narzędziem monitorowania i porównywania skutków terapii albo że bazę danych NFZ trzeba wykorzystywać efektywniej.