Bruce Willis i Ben Affleck przechodzą błyskawiczne szkolenie, a potem ratują ludzkość, dokonując odwiertów na asteroidzie. Tak w skrócie przedstawia się fabuła filmowego hitu „Armageddon” z 1998 r. Od jakiegoś czasu w popkulturze trwa moda na lata 90., a kinomani mogą się cieszyć z remake’ów popularnych wówczas filmów. Jednak akurat odświeżonej wersji „Armageddonu” nikt nie zapowiada. Być może dlatego, że po premierze film został zmiażdżony przez środowisko naukowe jako intelektualny bubel. Dziś twórcom byłoby jeszcze trudniej na artystyczną swobodę przy pokazywaniu górnictwa asteroidów, bo to, co jeszcze dwie dekady temu było zwykłym science fiction, właśnie staje się rzeczywistością.
Na początku tego roku w kosmos wystartowała rakieta Falcon Heavy. Powszechne zainteresowanie przyciągnął jej ładunek: samochód Tesla Roadster z ubranym w skafander manekinem za kierownicą. Ale naukowcy zwrócili uwagę na coś innego – Falcon Heavy to trzecia najpotężniejsza rakieta nośna w historii (po nieużywanych już: amerykańskiej Saturn V oraz radzieckiej Energii), której moc pozwala na wyjście poza niską orbitę okołoziemską i wejście w orbity wielu nieosiągalnych wcześniej planetoid.
Kosmiczne zyski
Samochód dostarczony w kosmos przez Falcon Heavy krąży teraz po orbicie wokółsłonecznej, i ostatecznie ma dotrzeć do pasa asteroidów rozciągającego się pomiędzy Marsem a Jowiszem. To obszar Układu Słonecznego, w którym krąży większość z tych ciał niebieskich – ponad 300 mln km od naszej planety, czyli ponad 800 razy dalej niż Księżyc. Ale w pobliżu orbity Ziemi jest jeszcze 15 tys. planetoid, z których połowa – dzięki takim rakietom jak Falcon Heavy – może być osiągalna dla człowieka. A dla branży wydobywczej oznacza to kosmiczne zyski.