WOJCIECH MIKOŁUSZKO: – W pierwszym rozdziale książki „Era dinozaurów” opisuje pan przygodę w mieście, w którym „nocne cienie ukrywały paskudną stalinowską architekturę”. Co pan tam robił?
DR STEPHEN BRUSATTE: – To był 2008 r. Właśnie kończyłem pracę magisterską na uniwersytecie w Bristolu. Zajmowałem się ewolucją wczesnych dinozaurów i ich bliskich kuzynów: przedstawicieli linii krokodylowej. Za kilka miesięcy miałem wracać do USA. A ponieważ wychowałem się w okolicach Chicago, podobno drugim co do wielkości mieście polskim, znałem sporo Polaków, polskie restauracje i polskie jedzenie. Polska kultura zawsze mnie interesowała. Gdy więc była okazja, postanowiłem przyjechać do Warszawy.
Jak rozumiem, głównym celem pana wyprawy nie było jednak oglądanie stalinowskiej architektury stolicy Polski?
Przede wszystkim chciałem zobaczyć skamieniałości z Krasiejowa, z początku ery dinozaurów: silezaura i mnóstwo innych gadów wydobytych na Śląsku. Przez e-mail skontaktowałem się z prof. Jerzym Dzikiem. On mi napisał, że ktoś będzie czekał na mnie na dworcu kolejowym i zaprowadzi mnie do pokoju gościnnego w Instytucie Paleobiologii. Nie wiedziałem, kto to będzie. A mój pociąg się spóźnił. Nie miałem wtedy jeszcze smartfona, nie byłem w stanie sprawdzić maili. Bałem się, że mogę zostać sam w nocy w Warszawie. Ale gdy wysiadłem, zobaczyłem białą karteczkę z moim nazwiskiem. Trzymał ją Grzegorz [Niedźwiedzki – red.], młody facet, który naprawdę interesował się skamieniałościami i miał w sobie mnóstwo entuzjazmu. Zabrał mnie do jakiegoś pubu z mamutem w szyldzie, gdzie kiedyś znaleźli szkielet mamuta i dawali mamucie porcje mięsa i piwa. Siedzieliśmy tam długie godziny, rozmawiając o paleontologii.