Najpierw wyleciały we wszystkie strony ogromne kamienie (…), później wybuchł olbrzymi ogień i nieskończone morze dymu (…), tak że pociemniało całe niebo (…). Byli tacy, co myśleli, że giganci znów się buntują (…). Dlatego ludzie zaczęli uciekać, część z nich z domów na ulicę, część z otwartej przestrzeni do domów (…); w przerażeniu uważano, że każde miejsce jest pewniejsze niż to, gdzie się wcześniej było” – opisywał tragedię ok. 150 lat po pamiętnej erupcji Wezuwiusza Kasjusz Dion w „Historii Rzymskiej”. Ale mieszkańcy Pompejów, Herkulaneum i Stabiae, przyzwyczajeni do humorów wulkanu, nie od razu wpadli w panikę, gdy zaczął się budzić w 79 r. Prowadzili zwykłe życie – uprawiali ziemię, handel, seks. W końcu dali sobie radę z trzęsieniami ziemi w 62 i 63 r., dlaczego teraz miałoby być inaczej? A jednak się mylili. Pomruki Vulcanusa zapowiadały katastrofę, która pogrzebała ich świat na ponad 1600 lat w kapsule czasu z popiołów wulkanicznych.
Szkielet leżał wyciągnięty; z rąk dawno już wysypały się złote i srebrne monety
Na ślad pompejańskiej cywilizacji natrafiono podczas prac naprawczych po poważnym wybuchu Wezuwiusza w 1737 r. Córka Augusta III Saskiego i żona Karola III Burbona króla Neapolu, zachwycona znalezionymi koło Herkulaneum rzeźbami, zainicjowała poszukiwania. 11 grudnia 1738 r. znaleziono pierwszy dom, a 10 lat później pierwsze ciało. Sława odkrywanych u stóp Wezuwiusza antycznych miast zaczęła rosnąć. Kopacze, którzy z początku stosowali metody rabusiów grobów, z czasem stali się archeologami. W połowie XIX w. Giuseppe Fiorelli wymyślił metodę pozyskiwania odlewów gipsowych ciał ludzi i materiałów organicznych – przez otwór w skorupie z popiołów wlewał do pustych przestrzeni gips sztukatorski.