AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Jest coraz cieplej, to dla poszukiwaczy znak, by wyjść w teren. Czy wiedzą, że rok temu zaostrzona została ustawa dotycząca ochrony zabytków?
KATARZYNA ZALASIŃSKA: – Zacznijmy od tego, że ubiegłoroczna zmiana nie wprowadziła nowych zasad. Tak jak było dotychczas, poszukiwacz ma obowiązek posiadać pozwolenie na eksplorację od wojewódzkiego konserwatora zabytków i zgłaszać znalezienie zabytków archeologicznych, które wedle prawa stanowią własność państwa. Różnica polega na tym, że niestosowanie się do przepisów nie jest już wykroczeniem, tylko przestępstwem.
Jak środowisko zareagowało na tę zmianę?
Różnie. Najgłośniejsi zawsze są niezadowoleni. Pojawiły się wręcz zarzuty, że państwo zrobiło przestępców ze 100 tys. ludzi, bo na tyle szacowana jest liczba poszukiwaczy w Polsce. Obawy się nie potwierdziły. Nie mamy przykładów nasilonych działań policji, prokuratury czy wyroków skazujących, za to liczba wniosków o wydanie pozwoleń na badania wzrosła pięciokrotnie (w 2017 r. było ich raptem 100), a to oznacza, że środowisko poważnie potraktowało nowe regulacje. Byli i tacy, którzy ze zmian byli zadowoleni.
Archeolodzy?
Nie, wojskowi, bo chodzący z wykrywaczami po polach bitew militaryści często znajdują nieśmiertelniki, które potem wystawiają na Allegro. Tymczasem dla żołnierzy wyjęcie nieśmiertelnika i jego sprzedaż to odebranie pamięci i tożsamości poległemu w boju, rzecz moralnie nie do zaakceptowania.
Co teraz grozi nielegalnemu poszukiwaczowi?
Za zdewastowanie stanowiska archeologicznego oprócz kary ograniczenia lub pozbawienia wolności grozi zasądzenie tzw. nawiązki, która zasili konto Narodowego Funduszu Ochrony Zabytków.