Umysł nowoczesny zwykł przeciwstawiać miasto, ośrodek cywilizacji i kultury, światu natury rozciągającemu się poza miejskimi murami. Jak bardzo mylny to podział, udowodnił holenderski biolog Menno Schilthuizen w wydanej niedawno książce „Darwin Comes to Town” (Darwin przychodzi do miasta). Badacz na niezliczonych przykładach pokazuje, że wydawałoby się tak techniczne systemy jak kolej podziemna tworzą w istocie złożone ekosystemy biologiczne, zamieszkałe przez organizmy doświadczające ewolucyjnej presji w podobny sposób jak „żywa” przyroda w odległym lesie.
W efekcie miasto pod względem dynamiki procesów biologicznych porównać można do dżungli, w której człowiek, nawet jeśli jest dominującym gatunkiem, ma ograniczone panowanie nad biologicznym wymiarem miejskiego życia. O wiele właściwsze jest zatem mówienie o relacji współzależności. Zupełnie niezależnie od Schilthuizena podobny trop podjęła grupa historyków, którzy postanowili zrekonstruować „naturalną” historię Krakowa. W efekcie powstała „Ekobiografia Krakowa” pod redakcją Adama Izdebskiego i Rafała Szmytki (Wydawnictwo Znak), pierwsza bodaj w Polsce ekologiczna biografia miasta, czyli spojrzenie na jego dzieje z perspektywy relacji ze środowiskiem przyrodniczym.
Przyjęcie takiej perspektywy zaowocowało niezwykle ciekawymi wnioskami: „Przyglądanie się sposobom pozbywania odpadów z miast w ciągu ostatnich kilku stuleci stało się z czasem inspiracją do szerszego spojrzenia na związek miasta z jego otoczeniem przyrodniczym. Miasto zaczęło jawić się badaczom jako centralny punkt rozleglej sieci przepływów roślin, zwierząt, materii organicznej, minerałów, a wreszcie – energii pod najróżniejszymi postaciami (siła płynącej wody, drewno, węgiel drzewny, kamienny itd.