W gorączkowej dyskusji między ekspertami i zwolennikami szczepień a ruchami antyszczepionkowymi umyka nam aspekt finansowy. Kiedy posłowie Prawa i Sprawiedliwości zapragnęli w ubiegłym roku skierować kuriozalny projekt o likwidacji obowiązku szczepień do prac w komisji zdrowia, uzasadniali to zamiarem „wsłuchania się w argumenty obu stron sporu”, ale gdy już mieli taką możliwość – kwestie oszczędności, jakie przynoszą szczepienia, kompletnie uszły ich uwadze.
A szkoda. Warto bowiem przeanalizować, ile kosztują nas choroby, na które można by obowiązkowo szczepić dzieci, gdyby nie tylko nie było protestów antyszczepionkowców, ale też z urzędu wydłużono listę takich szczepień.
Podpowiedzi, przynajmniej jeśli chodzi o jedną chorobę, dostarcza opublikowany właśnie raport dotyczący ekonomicznych korzyści wynikających z wprowadzenia obligatoryjnych szczepień profilaktycznych przeciwko rotawirusom. Już za dwa miesiące zapadnie decyzja o modyfikacji kalendarza i ewentualnym dodaniu do niego szczepionek chroniących dzieci przed tymi zarazkami. Dziś są dostępne tylko dla tych, którzy sami są gotowi za nie zapłacić. Odpowiedzmy więc na pytanie, czy warto?
Czytaj także: Szczepionki to nie aspiryna. Są bezpieczniejsze od niej!
Rotawirusy mogą być groźne, warto się przed nimi chronić
Dla rodziców, którzy wiedzą, jak przebiega i czym grozi u małego dziecka zakażenie rotawirusem, ten tekst mógłby skończyć się już w tym miejscu. Bo każdy, kto widział, jak wygląda taki odwodniony malec z wysoką gorączką, po biegunkach i wymiotach, nie ma wątpliwości, że podanie mu do wypicia niewielkiej ilości płynu (na tym polega uodpornienie przeciwko rotawirusom, gdyż jest to szczepionka doustna) to ratunek i szansa, by ochronić je przed wielkimi męczarniami.