Osoby czytające wydania polityki

Wiarygodność w czasach niepewności

Wypróbuj za 11,90 zł!

Subskrybuj
Nauka

Środki trujące i wybuchowe

Śledztwo smoleńskie: gazy i trucizny

Na razie jedynym namacalnym efektem trzyletniej pracy prokuratorów ze specjalnego zespołu nr 1 są zarzuty, które w kwietniu 2017 r. postawili dwóm kontrolerom ze Smoleńska i jeszcze jednej nadzorującej ich osobie przebywającej wówczas na wieży. Na razie jedynym namacalnym efektem trzyletniej pracy prokuratorów ze specjalnego zespołu nr 1 są zarzuty, które w kwietniu 2017 r. postawili dwóm kontrolerom ze Smoleńska i jeszcze jednej nadzorującej ich osobie przebywającej wówczas na wieży. Mirosław Gryń / Polityka
Śledztwo w sprawie katastrofy smoleńskiej ma swoje aspekty naukowe i paranaukowe. Uczestniczą w nim eksperci, biegli, prokuratorzy. Testowane i kontestowane są różne techniki kryminalistyczne.
Milczenie prokuratury bierze się stąd, że wnioski, do jakich doszli polscy eksperci, są niezgodne z „prawdą o Smoleńsku”, a niemal w stu procentach zgodne z tym, co ustaliła komisja Millera.Marek Sobczak/Polityka/Getty Images Milczenie prokuratury bierze się stąd, że wnioski, do jakich doszli polscy eksperci, są niezgodne z „prawdą o Smoleńsku”, a niemal w stu procentach zgodne z tym, co ustaliła komisja Millera.

To, czego i jak szuka prokuratura, pokazuje jedna z ostatnich jej decyzji. Na początku marca prokurator Robert Bednarczyk skierował do zakładu medycyny sądowej lubelskiego Uniwersytetu Medycznego wniosek o zbadanie próbki pobranej z klatki piersiowej kapitana tupolewa Arkadiusza Protasiuka. Chodziło o jej sprawdzenie pod kątem obecności „metali toksycznych”. Badanie miałoby być przeprowadzone metodą „spektometrii absorpcji atomowej” (fachowa literatura nie używa takiego sformułowania, mówi o atomowej spektometrii absorpcyjnej lub absorpcyjnej spektometrii atomowej, ASA).

Śledczy chciał również wyjaśnienia, „co mogło być przyczyną powstania na zwłokach zmian tkankowych, mających charakter dwóch odbarwień kolistego kształtu”. Wydały się podejrzane, bo ich „pochodzenia nie zdołano jednoznacznie ustalić w wyniku badań makroskopowych”, co więcej, nie stwierdzono ich u innych ofiar. Ustalono jedynie, że „mogą być pochodzenia metalicznego”.

Po co prokuraturze taka wiedza na temat tajemniczych śladów? Odpowiedź może się kryć w opisie tej metody badawczej, którą znaleźliśmy w artykule naukowym jednego z wykładowców Wojskowej Akademii Technicznej. Dowiadujemy się z niego, że ASA to jedna z metod najczęściej stosowanych do pomiaru stężenia pierwiastków w ludzkim organizmie (m.in. w tkankach, moczu, krwi). Dzięki niej można precyzyjnie określić ilość około 70 z nich, występujących w nawet niewielkiej ilości. Najważniejsze dla śledztwa smoleńskiego jest zapewne to, że dzięki ASA da się „w szczególnych przypadkach, np. podejrzeń zatrucia, oznaczać stężenie np. manganu, chromu, niklu, selenu i [pierwiastków – red.] toksycznych, jak ołów, kadm, aluminium, rtęć, arsen, tal”. Najważniejsze jest jednak co innego – dowód na zamach, a ściślej, znalezienie śladów eksplozji materiałów wybuchowych.

Polityka 15.2019 (3206) z dnia 09.04.2019; Nauka; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "Środki trujące i wybuchowe"
Reklama