MARCIN ROTKIEWICZ: – Chce pan opowiedzieć czytelnikom POLITYKI o pewnej publikacji naukowej sprzed 40 lat. Dlaczego akurat o niej?
PIOTR STĘPIEŃ: – Bo jestem jej współautorem (śmiech). A mówiąc zupełnie serio: był to pierwszy artykuł polskich naukowców dotyczący inżynierii genetycznej, w dodatku opublikowany w prestiżowym międzynarodowym czasopiśmie naukowym „Molecular Genetics and Genomics”. Jednak przede wszystkim chcę potraktować go jako pretekst do przedstawienia bardzo ciekawej i zupełnie nieznanej, poza wąskim gronem osób, historii kryjącej się za tym wydarzeniem. Chodzi mi o powstanie polskiej inżynierii genetycznej w latach 70. Czyli w czasach PRL, kiedy m.in. bez notorycznego łamania ówczesnego prawa, improwizowania, majsterkowania i kombinowania, a nawet organizowania nielegalnego handlu zajmowanie się tą dziedziną nauki byłoby praktycznie niemożliwe.
Sporo „grzechów” mają na sumieniu polscy genetycy. Zacznijmy od tego, o czym traktowała ta publikacja sprzed 40 lat i kto, poza panem, ją napisał?
Prof. Ewa Bartnik, genetyk z Uniwersytetu Warszawskiego, i prof. Norman Pieniążek, który później wyemigrował do USA i pracował w słynnych Centers for Disease Control and Prevention (CDC), czyli Centrach Kontroli i Prewencji Chorób. Oczywiście nie byliśmy wtedy profesorami, tylko młodymi doktorantami. Artykuł nosił tytuł, który niebiologowi raczej nic nie powie: „Klonowanie fragmentu mitochondrialnego DNA z Aspergillus”.
Rzeczywiście brzmi tajemniczo.
Już wyjaśniam. Zajmowaliśmy się w tej pracy problemem badawczym dotyczącym DNA znajdującego się w mitochondriach, czyli strukturach pełniących w komórkach m.in. funkcję minielektrowni dostarczających energię i posiadających własny materiał genetyczny (ten najważniejszy znajduje się w jądrze komórki).