Zachowało się 120 ze 136 pergaminowych, obustronnie zapisanych kart o wielkości 16 na 23 cm. Jednak 170 tys. podobnych do średniowiecznych liter łacińskich znaków układa się w niezrozumiały tekst. W jego wyjaśnianiu nie pomagają rysunki dziwnych map, astronomiczno-kosmologicznych diagramów, znaków zodiaku, nieznanych roślin i serii przedstawień kąpiących się w plątaninie basenów kobiet. Dzięki badaniom radiowęglowym wykonanym 10 lat temu na University of Arizona wiadomo, że pergamin manuskryptu Wojnicza pochodzi z I połowy XV w. I to jeden z niewielu pewników.
Może Dee, może Drebbel
Rękopis – znajdujący się dziś pod numerem katalogowym MS 408 w Beinecke Rare Book&Manuscript Library na Yale University – odkrył Michał Wojnicz. Pochodzący z Wileńszczyzny rewolucjonista i członek I Proletariatu uciekł z zesłania na Sybir i trafił do Londynu, gdzie oddał się prowadzeniu antykwariatu. Miał do tego smykałkę, czego dowodzi zakup w 1912 r. kilku manuskryptów z likwidowanej biblioteki jezuitów Collegio Romano we Frascati. Wśród nich znalazł się zapisany dziwnym pismem rękopis. Wojnicz pierwszy próbował dociec, kto był jego autorem i co działo się z nim przez pierwsze 200 lat od powstania. Pierwszym udokumentowanym właścicielem był żyjący w początkach XVII w. w Pradze alchemik Georg Baresch. Z listu z 1666 r. wynika, że manuskrypt kupił za 600 dukatów cesarz Rudolf II (1552–1608) jako dzieło Rogera Bacona (1214–94). Wojnicz stwierdził, że osobą, która sprzedała habsburskiemu cesarzowi rękopis, mógł być John Dee, astrolog Elżbiety I, właścicielki bogatego zbioru dzieł Bacona.
Analiza historyczna obaliła tę zgrabną tezę, ale ilustracje przedstawiające sprzęt do destylacji sprawiły, że rękopis nadal uchodził za tajemną księgę z pogranicza medycyny, alchemii, astronomii i zielarstwa.