/ kraina widliszka
Komar tygrysi nie puka do naszych drzwi.
Wystarczyło kilka słonecznych dni z temperaturą tropików, aby media, spragnione gorących wrażeń, poczuły się jak w dalekiej Azji lub na wyspach Pacyfiku. Stąd ich panika przed komarem tygrysim roznoszącym dengę. Aedes albopictus rzekomo czai się u polskich granic i jak napisano na jednym z portali, „już puka do naszych drzwi”. W internecie pojawili się nawet śmiałkowie, którzy, niczym dzielni wojownicy, takiego komara osobiście ubili. Demaskujemy jednak, że to czcza przechwałka; bo choć faktycznie gatunek ten dotarł już na południe Europy, to doleciał najwyżej do Czech i nie przetrwał zimy. Jeśli zaś chodzi o dengę, to od dawna leczy się ją w Polsce u turystów i żołnierzy, którzy przywlekli ją ze świata. Główne objawy to gorączka i bóle kostno-stawowe, więc łatwo ją pomylić z grypą. Denga jest chorobą wirusową, ale wcale nie najgroźniejszą spośród innych przenoszonych przez komary, więc panika wydaje się nieuzasadniona. A obawa, że tygrysi komar zastąpi naszego poczciwego widliszka, wygląda na zdecydowanie przedwczesną.
/ ziarna protestu
Indyjscy rolnicy chcą uprawiać GMO.
Coś takiego wydarzyło się po raz pierwszy. Rolnicy w indyjskim stanie Maharasztra postanowili zaprotestować w niecodzienny sposób. Zebrali się (było ich półtora tysiąca) i wspólnie zasiali bakłażany oraz bawełnę. Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie fakt, że obydwie rośliny zostały zmodyfikowane narzędziami inżynierii genetycznej (czyli podpadają pod definicję prawną GMO). Pierwsza z nich potrafi samodzielnie bronić się przed szkodnikami, druga zaś została uodporniona na herbicyd glifosat. Uprawianie obydwu tych roślin jest w Indiach zabronione (wolno wysiewać jedynie bawełnę GMO odporną na szkodniki).