Nauka

Kalki lalki

Realnie o sztucznej inteligencji

Sztuczna inteligencja, by rozumieć, że delegowane na nią zadanie jest złe, musi mieć zaimplementowany system moralny. Sztuczna inteligencja, by rozumieć, że delegowane na nią zadanie jest złe, musi mieć zaimplementowany system moralny. Kiyoshi Takahase Segundo/Alamy Stock Photo / BEW
Najgorszym scenariuszem rozwoju sztucznej inteligencji byłby ten, w którym pozwolimy zdominować się mechanizmom AI niemającym pojęcia o własnym istnieniu.
Pojęcie „sztuczna inteligencja” zostało wprowadzone w 1955 r. przez amerykańskiego matematyka Johna McCarthy’ego.PantherMedia Pojęcie „sztuczna inteligencja” zostało wprowadzone w 1955 r. przez amerykańskiego matematyka Johna McCarthy’ego.

Sztuczna inteligencja (AI) to ostatnio jedno z najbardziej emocjonujących zagadnień. Wielu komentatorów widzi w niej poważne zagrożenie – zmarły rok temu słynny kosmolog Stephen Hawking przestrzegał, że sztuczna inteligencja może się okazać największym błędem ludzkości. Z kolei zwolennicy postępu technicznego widzą w AI kolejne narzędzie niezwykle przydatne człowiekowi i milowy krok w rozwoju cywilizacji. Kto w tym sporze ma rację?

Odpowiedź nie jest prosta, ale z pewnością pomocne w wyrobieniu opinii będą dwie opublikowane ostatnio po polsku książki. Pierwszą z nich, zatytułowaną „Sztuczna inteligencja. Co każdy powinien wiedzieć” (przekł. Sebastian Szymański), napisał znany amerykański informatyk i jeden ze współtwórców technologii tabletowej Jerry Kaplan. To pozycja zwięzła, przejrzysta i jak na stopień skomplikowania tytułowego zagadnienia napisana przystępnym językiem.

Drugą, obszerniejszą i o bardziej filozoficznych ambicjach jest publikacja świetnego amerykańskiego fizyka Maxa Tegmarka „Życie 3.0. Człowiek w erze sztucznej inteligencji” (przekł. Tomasz Krzysztoń). Z książek tych można się wiele dowiedzieć o historii prac nad AI, ich stanie obecnym oraz perspektywach rozwoju. Obie też poruszają problem zagrożeń i ewentualnej świadomości AI. I ta właśnie kwestia z filozoficznego i etycznego punktu widzenia wydaje się najbardziej doniosła.

Pojęcie „sztuczna inteligencja” zostało wprowadzone w 1955 r. przez młodego amerykańskiego matematyka Johna McCarthy’ego i – jak się z czasem okazało – był to strzał w dziesiątkę. Ale nie dlatego, że nazwa jest szczególnie adekwatna. Przeciwnie – jest ona raczej bałamutna. Była za to naprawdę trafna w sensie marketingowym – idealnie wpasowywała się w ludzkie oczekiwania i marzenie, że zbudujemy sobie „wszechwiedzącego” partnera, odpowiednika Boga lub mądrych istot pozaziemskich, który wyjaśni nam „co i jak”.

Polityka 36.2019 (3226) z dnia 03.09.2019; Nauka; s. 68
Oryginalny tytuł tekstu: "Kalki lalki"
Reklama