Nauka

W tyle za rakiem

Dlaczego w Polsce rzadko się diagnozuje nowotwory głowy i szyi

W usuwaniu nawet najtrudniej dostępnych nowotworów bardzo pomagają lekarzom roboty chirurgiczne takie jak da Vinci. W usuwaniu nawet najtrudniej dostępnych nowotworów bardzo pomagają lekarzom roboty chirurgiczne takie jak da Vinci. East News
Roboty chirurgiczne i immunoterapia – te dwa objawienia w medycynie mogą zwiększyć skuteczność leczenia nowotworów głowy i szyi. Jest jeden warunek: chorzy muszą być szybko diagnozowani. A tak się w Polsce nie dzieje.
Immunoterapia polega na mobilizowaniu układu odpornościowego do samodzielnego likwidowania komórek nowotworowych. Ta metoda nie uszkadza zdrowych komórek tak jak chemia.Alamy Stock Photo/BEW Immunoterapia polega na mobilizowaniu układu odpornościowego do samodzielnego likwidowania komórek nowotworowych. Ta metoda nie uszkadza zdrowych komórek tak jak chemia.

Artykuł w wersji audio

U Idy Latkowskiej-Banasik z Dolnego Śląska złośliwy nowotwór krtani wykryto w 30. roku życia, trzy miesiące po urodzeniu córki. – Któregoś dnia zadzwonili ze szpitala, żebym zgłosiła się do lekarki, która pobierała mi wycinki. I to jak najszybciej.

Ten pośpiech ją zaskoczył. Już prawie rok pielgrzymowała między lekarzami z narastającą chrypką i bezgłosem. Posłusznie wykonywała zalecenia laryngologów i foniatrów. Przeleczono ją kilkoma antybiotykami. Bezskutecznie. W końcu, gdy była w siódmym miesiącu ciąży, jej dolegliwości zrzucono na karb rozregulowania organizmu i zbyt długiego przebywania w klimatyzowanych pomieszczeniach.

Niekojarzenie

Nikt nie brał pod uwagę nowotworu. Ja również – mówi pani Ida. Jeździła na snowboardzie, biegała i stepowała, wychodząc z założenia, że aktywność fizyczna ustrzeże ją, przynajmniej do starości, przed poważniejszymi chorobami.

Kondycja fizyczna nie jest niestety pewnikiem, że nie zachorujemy na nowotwór zlokalizowany w głowie lub szyi – prostuje obiegowe opinie prof. Wojciech Golusiński, kierownik Kliniki Chirurgii Głowy, Szyi i Onkologii Laryngologicznej z Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu. – Kiedyś osoby z tym rozpoznaniem przed 30. rokiem życia były ewenementem, ale dziś już nie. Czujność onkologiczna powinna więc obowiązywać, niezależnie od metryki pacjenta.

I szczególnie w przypadkach trudnych do wyjaśnienia dolegliwości, trzeba zbadać usta, ślinianki, język i krtań. Niestety te miejsca, w przeciwieństwie do piersi, prostaty czy płuc, mało komu kojarzą się z występowaniem raka.

Tymczasem diagnozę taką, jak pani Ida, słyszy w Polsce 12 tys. osób rocznie. Przez dwie ostatnie dekady nastąpił wzrost częstości zachorowań o ponad 20 proc. Również na świecie w ciągu minionych pięciu lat nowotwory te (czyli narządów powyżej obojczyka, z wyjątkiem gałek ocznych i mózgu) przesunęły się w statystyce najczęstszych schorzeń onkologicznych z 16. na 7. miejsce (u nas są na miejscu szóstym).

Za fenomen epidemiologiczny uważa się gwałtowny przyrost zachorowań wśród młodych dorosłych. Dawniej były one kojarzone wyłącznie z paleniem tytoniu i nadużywaniem alkoholu. Dziś ważnym czynnikiem sprawczym jest wirus brodawczaka ludzkiego (human papilloma virus), szczególnie jego dwa szczepy, 16 i 18. – Szacuje się, że do 2030 r. już na całym świecie ponad połowa wszystkich nowotworów złośliwych głowy i szyi będzie skutkiem tego zakażenia – ostrzega prof. Golusiński.

Dziś dane w różnych krajach są jednak odmienne: w Skandynawii związek z infekcją HPV ma aż 80–90 proc. nowotworów gardła, w USA – 70 proc., a w Holandii i Niemczech 40–50 proc. W Polsce to na razie jedna trzecia młodych pacjentów. Zdaniem ekspertów HPV to chyba jednak nie wszystko, bo wielu chorych – zwłaszcza kobiet – ani nie nadużywało alkoholu, ani nie ma potwierdzonego zakażenia brodawczakiem.

Nowotwory głowy i szyi zabijają rocznie 6 tys. Polaków, czyli ponad dwa razy więcej, niż ginie w wypadkach drogowych. – To przerażająca statystyka. A gdyby pacjenci trafiali do leczenia na wcześniejszym etapie rozwoju choroby, można byłoby ich uratować – wskazuje prof. Golusiński.

Opóźnianie

Rozpoczęcie właściwej kuracji przesuwa – czasami o kilka miesięcy – tułaczka chorych po lekarzach różnych specjalności, którzy zamiast skierować na USG lub pobranie wycinka, leczą chrypkę lub zatkany nos antybiotykami. – A zasada jest prosta i łatwo ją zapamiętać: jeden przez trzy – mówi prof. Golusiński. – Ból gardła, chrypka, guzek w szyi, trudności przy połykaniu, zatkany z jednej strony nos lub krwawienia, owrzodzenia na języku i w jamie ustnej – jeśli jeden z tych objawów będzie mimo leczenia utrzymywał się przez trzy tygodnie, to należy zasięgnąć opinii specjalisty. Najlepiej laryngologa pracującego w ośrodku onkologicznym.

Ból gardła i chrypka były pierwszymi symptomami choroby u Beaty Urbanek-Żywicy z Warszawy. Bagatelizowała je z prostego powodu: jest nauczycielką. – Pracując głosem, miałam z takimi dolegliwościami do czynienia nie raz.

Tym razem objawy nie ustępowały mimo tabletek do ssania, płukanek, antybiotyków. Mijał ósmy miesiąc, kiedy kolejny laryngolog uznał, że guzek, który wyrósł na szyi, to nie powiększony migdał, lecz węzeł chłonny. Wykonano biopsję, węzeł usunięto, ale pobrano też wycinki z prawego migdałka. Dopiero wtedy pani Beata usłyszała diagnozę. Tę najtrudniejszą do zaakceptowania.

U Kazimierza Walczaka z Bytomia pierwszym objawem była przeszkoda w gardle, która zaczęła mu utrudniać przełykanie pokarmu. – Leczono mnie antybiotykiem, ale za namową żony, która już wcześniej przechorowała nowotwór, zrobiłem prywatnie badanie USG. I tak trafiłem do Centrum Onkologii w Gliwicach – opowiada. Rozpoznanie: rak gardła dolnego. Laryngolog mógł podczas szybkiego badania nie zauważyć zmiany zlokalizowanej tak nisko, ale skrupulatnie przeprowadzony wywiad z pacjentem, który nałogowo palił papierosy, powinien go skłonić do wnikliwszych badań. Wystarczyło, by użył endoskopu laryngologicznego, który uwidocznia najdrobniejsze zachyłki w górnym odcinku drogi oddechowo-pokarmowej.

W Polsce od ubiegłego roku z inicjatywy prof. Golusińskiego realizowany jest Program Profilaktyki Nowotworów Głowy i Szyi – jedyny taki projekt w Europie (w najbliższym czasie będą go powielać Francuzi i Holendrzy). To 11 ośrodków rozrzuconych w 7 województwach, więc nie wszystkim łatwo się do nich dostać. Ale z pierwszymi objawami i tak każdy idzie do lekarza rodzinnego – oni więc muszą być bardziej wyczuleni na te nowotwory.

Ukrywanie

Oprócz strachu i bólu, który w każdej chorobie onkologicznej odbiera chorym siły, w tej dodatkowo pojawia się wstyd. „Masz raka gardła, krtani? Ale po czym?” – dopytują znajomi. I raczej nie satysfakcjonuje ich odpowiedź, że powodem są mutacje w komórkach, które uruchomiły kaskadę przemian w materiale genetycznym. Często wygląda to tak, jakby czekali na: „Tak, wypalałam codziennie cztery paczki papierosów. Tak, upijałem się co tydzień do nieprzytomności”. Albo: „Wiecie, uwielbiam seks oralny i ktoś z moich kochanków lub kochanek zakaził mnie wirusem brodawczaka”. Tymczasem w co najmniej 5 proc. przypadków powodów zachorowania nie można ustalić.

Wielu pacjentów spotyka się nawet z wykluczeniem. Pani Ida po radykalnym usunięciu krtani może mówić dzięki protezie głosowej, która nieco zmienia głos. Zdarza jej się słyszeć od kasjerek w sklepach uwagę: „Ale pani zabalowała!”. – To nie jest fajne. Jednak cieszę się z tego, że mogę mówić i żyję, więc staram się nie przejmować takimi zaczepkami.

Nie jest łatwo, bo chorzy są psychicznie wymęczeni – kuracja wiąże się z poważnymi niedogodnościami. – Głowa i szyja to przecież jedne z najważniejszych części ludzkiego ciała – mówi prof. Golusiński. – Tu zlokalizowane są wszystkie narządy zmysłów: wzrok, słuch, węch, smak, równowaga ciała.

Beata Urbanek-Żywica, kiedy usłyszała, że zamiast operacji czeka ją chemia i radioterapia, nawet się ucieszyła. Ale później okazało się, że w ich trakcie nie będzie mogła normalnie jeść – pokarm będzie otrzymywać za pomocą specjalnej rurki prosto do żołądka. – Sporo mnie to wszystko kosztowało bólu, dyskomfortu. Poza tym straciłam smak i węch – wyznaje. Miała także poparzoną od napromieniania szyję, z powodu uszkodzenia ślinianek odczuwała bardzo nieprzyjemną suchość w ustach. Świadomość, że rodzina musi patrzeć, jak cierpi przy każdym posiłku, była okropna. Ale nie odchodziła od stołu. – Chorzy tacy jak ja nie mogą być izolowani – nie powinni spędzać czasu w samotności.

Lekarze potwierdzają: terapie, jakim muszą się poddać pacjenci z guzami deformującymi ich twarze lub utrudniającymi codzienne funkcjonowanie, wymagają wsparcia najbliższych. Bez niego choremu znacznie trudniej zaakceptować te ograniczenia.

Nadążanie

Mimo trudności komfort, a przede wszystkim skuteczność terapii bardzo się ostatnio poprawiły. – Mamy do wyboru: chirurgię, radioterapię, chemioterapię – wylicza dr Bartosz Spławski z Centrum Onkologii w Warszawie. – Największe sukcesy osiągamy kojarząc te metody ze sobą. Wszystko jednak zależy od lokalizacji nowotworu.

W usuwaniu tych nawet najtrudniej dostępnych pomagają lekarzom roboty takie jak da Vinci. Prof. Wojciech Golusiński wykonał nim w Poznaniu już ponad 30 operacji: – Przy tych nowotworach pole operacyjne jest bardzo ograniczone. Trzeba uważać, by nie uszkodzić licznych naczyń krwionośnych i nerwów. Dzięki robotowi łatwiej radykalnie wyciąć zmianę w całości, a nie jak dawniej częściowo, i jednocześnie zachować choremu funkcję mowy i połykania – wyjaśnia. I już po trzech dniach pacjent może wrócić ze szpitala do domu, a po 10 – do pracy. Ale tak optymistyczne scenariusze można snuć przy wczesnym stopniu zaawansowania raka. Leczenie późniejszych stadiów i wznów jest o wiele dłuższe.

– Coraz śmielej stosujemy wtedy immunoterapię. To względnie nowa metoda, ale wiążemy z nią spore nadzieje – wyjaśnia dr Bartosz Spławski. Można ją zastosować u chorych, u których po pierwszej rundzie leczenia, na przykład napromienianiu i chemii, po pewnym czasie mimo to pojawia się nawrót raka. – Do tej pory tacy pacjenci nie mieli szansy na kolejny cykl radykalnego leczenia – podkreśla prof. Golusiński. – Teraz może być nim właśnie immunoterapia zamiast rozległego zabiegu chirurgicznego, po którym powikłania dużo bardziej pogarszają jakość życia.

Tradycyjna chemia, w której podaje się cytostatyki, nie oszczędza zdrowych komórek organizmu, a więc wiąże się z licznymi działaniami niepożądanymi. Immunoterapia nie ma tej wady, bo polega na mobilizowaniu układu odpornościowego pacjenta do samodzielnego likwidowania komórek guza. Chory co dwa tygodnie przez 1,5 roku otrzymuje lek w zastrzyku (od września refundowany), którego zadaniem jest uaktywnienie limfocytów poprzez zablokowanie na nich tzw. białka PD-1. To jak spuszczenie ze smyczy psów gończych, które w organizmie zaatakują i zniszczą każdego wroga. Kilka lat temu wydawało się, że jedynym nowotworem wrażliwym na tę terapię będzie czerniak na skórze, bo posiada sporo antygenów będących dla układu immunologicznego łatwymi celami. Ale kuracja staje się coraz bardziej uniwersalna: równie pozytywne efekty daje w przypadku nowotworów płuc lub nerek.

Cała onkologia zmierza dziś w kierunku wyboru kuracji opartej nie na lokalizacji guza, ale na zestawie uszkodzeń w komórkach, które mogą być podobne w różnych narządach. Wobec nowotworów głowy i szyi – choć późno wykryte nie poddają się łatwemu leczeniu – na szczęście można zastosować tę nową strategię. To bardzo ważna informacja, bo daje nadzieję, że rak, nawet jeśli oporny, jest w końcu do pokonania. A jeśli jeszcze pacjenci będą wcześniej diagnozowani, ich życie z chorobą stanie się nieco łatwiejsze.

Polityka 41.2019 (3231) z dnia 08.10.2019; Nauka; s. 66
Oryginalny tytuł tekstu: "W tyle za rakiem"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Kultura

Kasowy horror, czyli kulisy kontroli u filmowców. „Polityka” ujawnia skalę nadużyć

Wyniki kontroli w Stowarzyszeniu Filmowców Polskich, do których dotarliśmy, oraz kulisy ostatnich wydarzeń w PISF układają się w dramat o filmowym rozmachu.

Violetta Krasnowska
12.12.2024
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną