W tyle za rakiem
Dlaczego w Polsce rzadko się diagnozuje nowotwory głowy i szyi
U Idy Latkowskiej-Banasik z Dolnego Śląska złośliwy nowotwór krtani wykryto w 30. roku życia, trzy miesiące po urodzeniu córki. – Któregoś dnia zadzwonili ze szpitala, żebym zgłosiła się do lekarki, która pobierała mi wycinki. I to jak najszybciej.
Ten pośpiech ją zaskoczył. Już prawie rok pielgrzymowała między lekarzami z narastającą chrypką i bezgłosem. Posłusznie wykonywała zalecenia laryngologów i foniatrów. Przeleczono ją kilkoma antybiotykami. Bezskutecznie. W końcu, gdy była w siódmym miesiącu ciąży, jej dolegliwości zrzucono na karb rozregulowania organizmu i zbyt długiego przebywania w klimatyzowanych pomieszczeniach.
Niekojarzenie
– Nikt nie brał pod uwagę nowotworu. Ja również – mówi pani Ida. Jeździła na snowboardzie, biegała i stepowała, wychodząc z założenia, że aktywność fizyczna ustrzeże ją, przynajmniej do starości, przed poważniejszymi chorobami.
– Kondycja fizyczna nie jest niestety pewnikiem, że nie zachorujemy na nowotwór zlokalizowany w głowie lub szyi – prostuje obiegowe opinie prof. Wojciech Golusiński, kierownik Kliniki Chirurgii Głowy, Szyi i Onkologii Laryngologicznej z Wielkopolskiego Centrum Onkologii w Poznaniu. – Kiedyś osoby z tym rozpoznaniem przed 30. rokiem życia były ewenementem, ale dziś już nie. Czujność onkologiczna powinna więc obowiązywać, niezależnie od metryki pacjenta.
I szczególnie w przypadkach trudnych do wyjaśnienia dolegliwości, trzeba zbadać usta, ślinianki, język i krtań. Niestety te miejsca, w przeciwieństwie do piersi, prostaty czy płuc, mało komu kojarzą się z występowaniem raka.
Tymczasem diagnozę taką, jak pani Ida, słyszy w Polsce 12 tys. osób rocznie. Przez dwie ostatnie dekady nastąpił wzrost częstości zachorowań o ponad 20 proc.