Wszystko robią za nich żony. Od najlżejszych prac w ogrodzie po noszenie walizek. Nie uchodzi to uwadze wścibskich sąsiadów. Dlaczego te starsze kobiety biorą na siebie tyle dodatkowych obowiązków, a ich mężowie, na oko w sile wieku, im nie pomagają? – Tylko nieliczni wiedzą, jakim jesteśmy udanym małżeństwem od 43 lat i dlaczego Anna, ten mój anioł, musi przez cały dzień harować – opowiada pan Tadeusz. – Ja po prostu prawie się nie poruszam. Dystans kilkunastu kroków jest dla mnie wyzwaniem. Rzeczywiście złapanie powietrza jest dla niego wysiłkiem. Co chwilę odchrząkuje i kaszle. – To pokasływanie jest najgorsze. Nie można dłużej ani mówić, ani chodzić. Ono przerywa sen i każdy posiłek.
Już na początku października zaszczepił się na grypę i przeciwko pneumokokom. Bo każda infekcja wirusowa i każde zapalenie płuc mogłyby skończyć się dla niego tragicznie.
Pan Tadeusz swojej choroby nie ukrywa, ale nie lubi o niej rozmawiać. Jest przekonany, że inni i tak nie zrozumieją, skąd się biorą jego problemy. Idiopatyczne włóknienie płuc nie zdarza się bowiem na tyle często (to ok. 2 tys. zachorowań rocznie), by tak jak w przypadku schorzeń serca lub astmy każdy w lot łapał, dlaczego ktoś się szybko męczy i dusi. Może to od papierosów? – zastanawiają się ciekawscy. Nie, nigdy nie palił.
– Nawet lekarze mieli ze mną problem. No proszę zgadnąć: ile czasu krążyłem po specjalistach, zanim udało im się wykryć, na co choruję. – Miesiąc, pół roku? – strzelamy. – Nie. Dwa lata! Lekarze pierwszego kontaktu, interniści, kardiolodzy, alergolodzy… Już nawet nie pamiętam, który z nich wreszcie skierował mnie na odpowiednie badania.
Własne cierpienie
Problemy z idiopatycznym włóknieniem płuc zaczynają się od zrozumienia przez pacjentów nazwy.