Rozwarstwienie społeczne to zjawisko, którego korzenie tkwią w pradziejach – twierdzi wielu naukowców. Musiało pojawić się wraz z osiadłym trybem życia i rolnictwem umożliwiającym produkcję nadwyżek. Według Waltera Scheidela, austriackiego historyka i autora głośnej książki „The Great Leveler: Violence and the History of Inequality from the Stone Age to the Twenty-First Century” („Wielki niwelator: przemoc i historia nierówności od epoki kamienia do XXI w.”), już w neolicie powstawały pierwsze rodzinne fortuny, a kolejne pokolenia zaczęły dziedziczyć dobra po swoich poprzednikach.
Te mechanizmy działają przez tysiąclecia w prawie niezmienionej formie, prowadząc do ogromnych – wyrównywanych jedynie od czasu do czasu wojnami – dysproporcji między warstwą najzamożniejszych i najbiedniejszych. Dziś znów rozwarstwienie wzrasta, a amerykański genetyk Lee Silver z Princeton University prorokuje, że w końcu dojdzie do podziału na dwa odmienne gatunki ludzi: zmodyfikowanych dzięki dostępowi do drogich terapii genetycznych bogaczy oraz biedotę, której geny pozostaną nienaruszone. Tyle że z najnowszych badań wynika, że takie zróżnicowanie to nic nowego. Występowało już 4 tys. lat temu w Bawarii.
Do odczytywania przeszłości człowieka z jego szczątków wykorzystywane są badania genetyczne oraz izotopów strontu z zębów. Pierwsze pozwalają określić stopień pokrewieństwa między leżącymi w jednym grobie lub na jednym cmentarzysku zmarłymi (w ustaleniu pokrewieństwa „po kądzieli” pomaga badanie DNA mitochondrialnego, a „po mieczu” przekazywane z ojca na syna DNA jądrowego). Natomiast drugie mówią, gdzie dana osoba spędziła dzieciństwo, bo skład izotopowego strontu w szkliwie zębów kształtuje się w dzieciństwie, więc jest taki sam jak ten, który występuje w wodzie i glebie w okolicach miejsca narodzin.