Coraz lepiej rozumiem obawy ludzi, którzy z jednej strony słyszą pogłoski o rychłym opanowaniu epidemii Covid-19, a jednocześnie na bieżąco śledzą jej rozwój na mapach interaktywnych i widzą, jak przybywa zachorowań i przypadków śmiertelnych. Aby zwalczać epidemię, władze Chin podejmują coraz bardziej drastyczne środki. Polegają one głównie na ograniczeniach w swobodzie przemieszczania się. Wszystkie osoby wracające do Pekinu (kończy się akurat okres urlopów) muszą się poddać 14-dniowej kwarantannie. A chiński bank centralny podjął decyzję o dezynfekowaniu banknotów.
Jednak odsetek zgonów podczas tej epidemii wciąż wynosi 2,47 proc. (obliczony na podstawie danych z poniedziałkowego poranka: 71 810 zarejestrowanych zachorowań i 1775 zgonów), co nawet nie zbliża się do SARS (9,6 proc.), MERS (34,4 proc.), eboli czy wirusa Marburg (odpowiednio 40,4 proc. i 80 proc.).
Więc szermowanie liczbami niewiele pomaga w zrozumieniu tła epidemii, która przede wszystkim jest wciąż groźna w Chinach i nadal prawdopodobnie nie osiągnęła szczytu. Zresztą przez naukowców nie została jeszcze w pełni wyjaśniona. Co może nastąpić w najbliższym tygodniu? Być może poznamy odpowiedzi na kilka podstawowych pytań.
1. Dlaczego wirus Covid-19 jest groźniejszy dla Azjatów?
Od kilku dni nikt już nie powinien pisać o wirusie z Wuhanu ani 2019-nCoV. Światowa Organizacja Zdrowia od 11 lutego wprowadziła dla zarazka i choroby, którą wywołuje, nazwę Covid-19 (z ang.