Zacznijmy od tego, że nie tylko nas. Większość Europy czeka od tygodni na deszcz, np. w Szwajcarii nie widziano go od połowy marca. Taka pogoda to piekło choćby dla alergików, bo w wiosennej atmosferze, która nie jest regularnie oczyszczana przez opady deszczu, rośnie poziom pyłków wielu drzew – kwiecień to pora pylenia m.in. brzozy, grabu i jesionu. Szczególnie ta pierwsza potrafi zatruć ludziom życie. Pod koniec kwietnia do drzewa zaczną się dołączać trawy, których pyłek jest bardzo silnym alergenem, a najwięcej go w powietrzu w maju i czerwcu. Jeśli więc susza meteorologiczna, czyli po prostu brak deszczu, będzie trwała, wszyscy ci dręczyciele alergików mogą im się dać mocno we znaki.
Czytaj też: Nad Biebrzą płonie przyrodniczy odpowiednik Notre Dame
Dlaczego brakuje opadów?
Kłopoty osób cierpiących na alergie wziewne to tyko jedna z wielu konsekwencji długotrwałego niedoboru opadów. Czemu ich nie ma? Powód jest ten sam od wielu miesięcy: umiarkowane szerokości geograficzne półkuli północnej zostały opasane obręczą z wyżów atmosferycznych, które pompują m.in. do Europy suche i przeważnie łagodne powietrze z zachodu. Tak było przez całą zimę. W Polsce była ona najcieplejsza od początku prowadzenia pomiarów, czyli mniej więcej od połowy XIX w. Średnia z trzech miesięcy zimowych 2019/2020 – grudnia, stycznia i lutego – wyniosła 3,1 st. C i była wyższa o 1 st. od średniej z lat 1981–2010. Eksperci IMGW określili ją jako „ekstremalnie ciepłą”, zwracając uwagę, że w porównaniu z połową XX w. zimy ociepliły się już o 2,5 st. C.