Mam spory kłopot. Redakcja poprosiła, żebym napisał tekst o ostatnich głośnych wypowiedziach celebrytów na temat szczepionek i pandemii Covid-19. Na przykład Magda Gessler oznajmiła, że obawia się szczepionki przeciw koronawirusowi, gdyż nie wiadomo, co w niej będzie, a poza tym „zawsze miała dystans do szczepień”. A tak w ogóle to na koronawirusa zaleca cebulę – nie do konsumpcji, tylko rozłożenia w mieszkaniu, bo wirusy się do niej „przyklejają”.
Jeszcze dalej poszła Edyta Górniak, stwierdzając, że „prędzej zginie, niż da sobie coś wstrzyknąć” (w domyśle – szczepionkę przeciw koronawirusowi). A chwilę później wezwała ministra zdrowia do publicznej debaty na temat szczepień.
Do tego zestawu można dołączyć przedziwny tekst Leszka Możdżera, w którym pisze on m.in., iż „cała sytuacja zaczyna wyglądać jak jakaś psychooperacja, a nie epidemia nowego wirusa”. Zaś na deser dorzucić tenisistę Novaka Djokovicia, który przestrzega przed niszczycielskim wpływem szczepionek i organizuje internetowe sympozja o zdrowym stylu życia, na których opowiada o spotkaniu „ludzi, którzy poprzez energetyczną transformację, potęgę modlitwy i wdzięczności zdołali przemienić najtoksyczniejszą żywność i najbardziej zanieczyszczoną wodę w wodę uzdrawiającą”. Ta lista jest oczywiście znacznie dłuższa...
Czytaj także: Zięba i Socha znów w natarciu. Kto zyskuje, a kto traci na zdrowotnej dezinformacji?
Jak polemizować z cebulą
Zareagowałem na tę propozycję niechętnie, gdyż mam poważne wątpliwości, czy warto poświęcać takim wypowiedziom czas i miejsce. Kto rozsądny bowiem będzie w sprawie bezpieczeństwa szczepionek (czy szerzej: medycyny i zdrowia) słuchał piosenkarki, pianisty jazzowego i sportowca? Lub celebrytki restauratorki, która nawet w swojej dziedzinie wykazuje się niekompetencją, co świetnie wypunktował dziennikarz i bloger kulinarny Tomasz Zielke w tekście „Ile warte są kuchenne porady Magdy Gessler?”.
Oczywiście zdaję sobie sprawę, że są na tym świecie ludzie, którzy bardziej ufają zdaniu celebrytów niż specjalistów, ale czy da się ich w ogóle przekonać, iż to nie jest zbyt rozsądna i bezpieczna postawa? Mam też wątpliwość, czy pisząc o celebrytach i przytaczając ich niemądre wypowiedzi, nie robimy im dodatkowej reklamy i nie uwiarygadniamy głupot, dyskutując z nimi jak z racjonalnymi i mającymi mocne uzasadnienie argumentami.
Z drugiej strony to politycy i „osobowości medialne” szaleją ze swoimi „teoriami” w mediach społecznościowych oraz – jak wyliczył ostatnio Instytut Reutersa przy Uniwersytecie Oksfordzkim – tworzą lub rozpowszechniają 20 proc. fałszywych informacji na temat koronawirusa. Czy więc chcemy, czy nie, celebryci „wprowadzają do obiegu” różne niemądre opinie, a ludzie o nich rozmawiają i właśnie dlatego należy je wypunktowywać.
Przyznam szczerze, że za bardzo nie wiem, jak wybrnąć z tych dylematów. I jak zareagować na wypowiedzi np. pań Górniak i Gessler (w kolejce są jeszcze m.in. Doda, aktorka Viola Kołakowska oraz strongman Mariusz Pudzianowski). Nie mam bowiem specjalnie nic więcej do powiedzenia niż to: ludzie, ufajcie ekspertom w danej dziedzinie! A naukowcy wiedzą, niemal co do pojedynczej molekuły, co znajduje się w szczepionkach, dokładnie badają ich bezpieczeństwo, a szczepienia są jednym z największych osiągnięć medycyny, które od śmierci i kalectwa uratowały miliony ludzi na całym świecie.
I jak mam polemizować z tezą, że cebula to sposób na koronawirusa, skoro już na pierwszy rzut oka widać, że to głupota (chyba że pani Magda Gessler może przedstawić wiarygodne dowody naukowe na skuteczność tej metody).
Teoria Cejrowskiego
Aczkolwiek w kwestii wypowiedzi celebrytów na temat nauki jestem za zdecydowanym reagowaniem w trzech przypadkach. Po pierwsze wtedy, gdy zdają się one mieć pozory racjonalności i być podbudowane jakąś ekspercką wiedzą. To sytuacje, gdy np. celebryta powołuje się (choć czasami nie do końca rozumiejąc, o czym mówi) na jakieś konkretne wyniki badań lub opinie ekspertów, a przekaz ten idzie w świat. Warto wówczas zweryfikować źródła owych informacji.
Drugi wyjątek: gdy celebryta wydaje się choć trochę kompetentny w danej sprawie. Dlatego kilka lat temu poświęciłem część swojego artykułu wypowiedziom Wojciecha Cejrowskiego, który chodzi w nimbie znawcy-podróżnika, mającego styczność z niejedną groźną chorobą, a zatem „wie, jak jest”. Stwierdził on wówczas publicznie: „Broń Boże nigdy i zasadniczo na nic nie szczepić, również dzieci, choć Unia Europejska przymusza na wszystkie sposoby, bo to jest państwo policyjne”. Cejrowski uzasadniał swoje stanowisko tym, że rzekomo nie choruje, choć się w ogóle nie szczepi, a jeździ po świecie i chodzi po dżungli. A tak w ogóle to przedstawił teorię. Wygłosił ją m.in. przed kamerami popularnego programu „Dzień Dobry TVN”: szczepionki wyczerpują układ odpornościowy, który później nie ma siły produkować przeciwciał, np. do walki z grypą.
Pozornie jest to logiczne, tyle że Cejrowski najwyraźniej kompletnie nie zdaje sobie sprawy, że układ odpornościowy nie wyczerpuje się w ten sposób, bo nie przeżylibyśmy nawet jednego dnia – człowiek ma cały czas kontakt z bakteriami, grzybami, wirusami czy pierwotniakami. Nawet organizm niemowlaka jest w stanie w jednej chwili odpowiedzieć na ponad sto antygenów (czyli m.in. wirusów i bakterii).
Na pytanie dziennikarza TVN, skąd się wzięła oryginalna teoria Cejrowskiego, podróżnik odpowiedział: „Czytam lekarzy amerykańskich. I biorę sobie profesorów z tytułami. Dostają granty. Przetrwali w systemie, gdzie farmaceuci chcieliby ich zepchnąć z klifu”. Których konkretnie? Tego już nie zdradził.
Stefan Karczmarewicz: Szczepionki. Praktyczne kompendium – dla zdezorientowanej większości
Głupota w stylu Goop
Trzecia kategoria wyjątków to celebryci zarabiający pieniądze na wciskaniu ludziom pseudonaukowego kitu. Ponieważ chcą na tym zarobić, dbają o pozory naukowości i profesjonalizmu. Niechlubnym świeżym tego przykładem jest amerykańska aktorka Gwyneth Paltrow. W lutym, specjalnie dla czytelników „Polityki”, obejrzałem i krótko opisałem „serial dokumentalny” o „życiu w stylu Goop”, umieszczony, niestety, na platformie Netflixa. 12 lat temu Paltrow założyła firmę o nazwie Goop, która zaczynała od wysyłania maili z poradami dotyczącymi stylu życia. Z czasem ich treść stawała się nie tylko coraz bardziej absurdalna z racjonalnego punktu widzenia, ale też niebezpieczna dla zdrowia. Goop zaczął też sprzedawać suplementy diety i różne dziwne przedmioty, m.in. „jadeitowe jajko”. Włożone do kobiecej pochwy miałoby regulować poziom hormonów, usuwać problemy z pęcherzem i leczyć wiele innych dolegliwości.
Czytaj także: Pandemia bzdur. 5 najpopularniejszych fake newsów ostatnich tygodni
Za takie twierdzenia Goop zapłacił w 2018 r. 145 tys. dol. kary, gdyż uznano jego działania za marketingowe oszustwo. Mimo to Netflix udostępnił jej „serial dokumentalny”, zrealizowany przez… Goop. Łączy on kryptoreklamę biznesu Gwyneth Paltrow z pseudonauką i pseudomedycyną w najgorszym wydaniu, m.in. z nauczaniem jasnowidzenia i komunikacji z duchami. W jednym z odcinków jego bohater, rzekomy uzdrawiacz, twierdzi, że „kiedy macha w powietrzu rękami i pstryka palcami nad pacjentem, to wpuszcza energię do pola ciała i zmienia je; w ten sposób oddziałuje na ludzi na poziomie subatomowym”. Decyzja Netflixa spotkała się z ostrą krytyką, jednak serial nie został wycofany. Jedynie na początku każdego odcinka umieszczono napis: „Program ma charakter rozrywkowy oraz informacyjny, a nie poradnikowo-medyczny. Przed rozpoczęciem jakiegokolwiek leczenia należy skonsultować się z lekarzem”.
Niestety, Paltrow udało się zaangażować szemranego naukowca z doktoratem z MIT Gerdę Endemann, która uwiarygadnia całe przedsięwzięcie. Bardzo pouczającą rozmowę z panią doktor, w trakcie której wije się ona pytana o promowanie pseudonauki („Nie wszystko w Goop jest perfekcyjne. Ale jest zabawne” – mówi), opublikował internetowy magazyn „Undark”.
Wydaje mi się, że jednak ostatnie wypowiedzi pań Górniak i Gessler, Możdżera i innych nie spełniają żadnego z powyższych trzech kryteriów. Dlatego na tym zakończę swój tekst.
Czytaj także: Wszędzie pełno informacji o wirusie. Gdzie czają się pułapki?