Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Nauka

Jak to jest z tą dezynfekcją i higieną. Poprawiliśmy się?

Okazuje się, że 24 proc. Polaków zaczęło dezynfekować powierzchnie w swoich domach. Jednak nadal znacząca większość z nas uważa, że sprzątanie jest po to, aby dom po prostu ładnie wyglądał. A co z miejscami publicznymi? Okazuje się, że 24 proc. Polaków zaczęło dezynfekować powierzchnie w swoich domach. Jednak nadal znacząca większość z nas uważa, że sprzątanie jest po to, aby dom po prostu ładnie wyglądał. A co z miejscami publicznymi? Krzysztof Ćwik / Agencja Gazeta
Z pewnością teraz ręce myjemy częściej. A czy zmienił się nasz stosunek do sprzątania? I co z miejscami, do których wracamy po kilkutygodniowej kwarantannie?

Już od pierwszych dni, kiedy w Polsce oficjalnie pojawił się koronawirus, zaczęto zgłębiać tę tajemną dla niektórych wiedzę: jak prawidłowo myć ręce, czym odkażać maseczki, ile zarazków znajduje się na domowych powierzchniach? Staliśmy się bardzo czystym społeczeństwem, choć pozory mogą mylić, bo po pierwsze nie wiadomo, w jakim stopniu teoria wynikająca z lęku przed zakażeniami przekłada się na codzienną praktykę, a po drugie – ile z tych dobrych rad ma rzeczywiście naukowe uzasadnienie?

Zdaniem Elżbiety Pogody, biolożki ze Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki, istnieje duża różnica między sprzątaniem mieszkania a jego dezynfekowaniem: – Pierwsze daje szybki efekt wizualny, widoczny gołym okiem. Natomiast rezultaty dezynfekcji są dla nas niewidoczne.

Trzeba by mieć bardzo dobry mikroskop, by na jednym milimetrze powierzchni zobaczyć 7 tys. koronawirusów (bo tyle ich tam się zmieści), więc pozostaje wierzyć reklamom, które metody odkażania są skuteczne i czy we własnym domu, ale też w autobusach, samolotach i otwierających się na wakacjach hotelach możemy się czuć bezpiecznie.

Czytaj też: Czy nadal warto nosić maseczki? Co mówi nauka

Z octem czy nanosrebrem na wirusa?

Pierwsza ważna uwaga: ponad 90 proc. zakażeń, za które odpowiada koronawirus, ma swoje źródło w rozpylanym aerozolu, ponieważ tzw. droga kropelkowa jest najczęstszą w przypadku tego zarazka. – Ale jest 5 proc., które przenosi się przez brudne ręce, jeśli dotykaliśmy nimi powierzchni, na których mogły znajdować się zarazki – zwraca uwagę dr hab. Tomasz Dzieciątkowski, wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego.

Początkowo różne były obserwacje dotyczące czasu aktywności SARS-CoV-2 na różnych typach powierzchni, ostatecznie badacze zgodzili się, że:

  • w powietrzu, gdy ktoś zakasłał lub kichnął, koronawirus przeżywa do trzech godzin
  • na powierzchniach miedzianych – do czterech godzin
  • na kartonach – do 24 godzin
  • na powierzchniach plastikowych i stali nierdzewnej – do 72 godzin.

Wszystkie te wartości są trochę umowne, bo eksperymenty przeprowadza się w warunkach zazwyczaj izolowanych i bardziej kontrolowanych niż normalne otoczenie. Można więc założyć, że podany czas w praktyce będzie krótszy (decydujące są warunki atmosferyczne, wilgotność, nasłonecznienie oraz przede wszystkim ilość zarazków, bo aby doszło do zakażenia organizmu, musi być odpowiednia, potencjalnie zakaźna dawka; pojedynczemu wirusowi trudniej będzie sforsować naturalną linię obrony naszej odporności).

Czytaj też: Odporność bez szczepionki?

Doc. Dzieciątkowski apeluje więc: – Oprócz noszenia maseczek i zachowania dystansu do innych ludzi, którzy mogą nas zakazić, mycie rąk jest absolutnie wystarczającym zabiegiem higienicznym, aby zredukować do minimum ryzyko przeniesienia koronawirusa z zanieczyszczonych klamek lub poręczy.

Wystarczy to robić zwykłym mydłem i ciepłą wodą przez 30 sekund. – SARS-CoV-2 nie jest pancernym zarazkiem i szczęśliwie posiada otoczkę lipidową, którą rozpuszcza mydło, inne zwykłe detergenty oraz alkohol – mówi wirusolog. Nie ocet ani inne wymyślne składniki, takie np. jak nanosrebro. – Moim zdaniem, o ile ma ono uzasadnienie w opatrunkach odkażających, o tyle w płynach dezynfekcyjnych lub maseczkach już nie – brzmi stanowcza opinia naszego eksperta.

Czytaj też: Uwaga! Covid-19 atakuje nie tylko drogi oddechowe

Kto czyści pilota do telewizora?

Firma Unilever w ramach kampanii „Czysty Spokój” przedstawiła w ostatnią środę wyniki sondażu, przeprowadzonego przez ARC Rynek i Opinie pod koniec maja wśród tysiąca osób, na temat zmiany nastawienia Polaków do dezynfekcji pod wpływem obecnej pandemii.

Okazuje się, że 24 proc. Polaków zaczęło dezynfekować powierzchnie w swoich domach. Jednak nadal znacząca większość z nas uważa, że sprzątanie jest po to, aby dom po prostu ładnie wyglądał. Mniej niż połowa przyznaje, że koronawirus spowodował zmiany w konieczności sprzątania. Wcześniej mało kto myślał o tym, że klamki, włączniki światła i poręcze wymagają dokładniejszego czyszczenia, nie mówiąc o pilotach telewizyjnych.

To zawsze był problem! Już dziesięć lat temu zespół mikrobiologów z Centrum Zdrowia Dziecka ustalił po przeprowadzonych analizach domowych sprzętów, że najbrudniejsze są właśnie piloty telewizyjne i blaty kuchenne – pod względem obecności rodzajów bakterii i wirusów dużo niebezpieczniejsze dla zdrowia niż place zabaw albo pieniądze. Pediatra prof. Piotr Albrecht komentował wtedy bez zaskoczenia: – Rzadko spotykam matkę, która odkurzając mieszkanie w trosce o zdrowie dziecka, czyści z takim samym zapałem pilota telewizyjnego. No a jak jest ciekawy film, to ilu z nas w przerwie reklamowej jak najszybciej wraca z toalety, nie myjąc rąk?

Z pewnością teraz ręce myjemy częściej. To spora zasługa, jeśli można tak rzec, obecnej pandemii. I widać to w danych raportowanych przez Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego PZH na temat częstości rozmaitych zakażeń – minione półrocze okazało się najbezpieczniejszym w ostatnich latach, jeśli chodzi o częstość infekcji przenoszonych przez brudne ręce. Ich liczba dramatycznie spadła w porównaniu z ubiegłym rokiem: np. salmonelloz o 31 proc., biegunek rotawirusowych o 88 proc.

Czytaj też: Szczepienia przeciw rotawirusom – pilniejsze, niż myślisz

Koronawirus? Najzdrowsze zwykłe mydło

Były czasy, gdy do czyszczenia domów stosowano jedynie ług, piasek, mydło i ocet. Tak jak rewolucja higieniczna doprowadziła do budowy wodociągów i kanalizacji, tak później dostarczyła proszki, płyny do mycia oraz całą gamę środków biobójczych, mających usuwać zarazki z otoczenia.

Wystarczyło kilka lat zachwytu nad lśniąco czystym, sterylnym domostwem, a wnet pojawiły się naukowe opinie, że dla systemu immunologicznego – wytrenowanego przez ewolucję do walki z zewnętrznym wrogiem – pozbawienie go tej funkcji obraca się przeciwko gospodarzowi, gdyż niszczy jego własne komórki. I już nie rewolucja, lecz tzw. teoria higieniczna, w myśl której dzieci chronione przed kontaktem z brudem ciężej przechodzą zakażenia i są bardziej podatne na alergie, zawładnęła naszymi umysłami.

Czytaj też: Z niektórymi bakteriami dobrze się zaprzyjaźnić

Czy dzisiejszy strach przed zakażeniami i nawoływania do wzmożonej dezynfekcji nie obrócą się więc przeciwko nam, jeśli zaczniemy żyć w wysterylizowanych domach? – Jeśli będziemy mieli wysprzątany dom, to w niczym nam to nie zaszkodzi – odpowiada doc. Dzieciątkowski. – Natomiast podkreślam, że lepiej stosować ciepłą wodę i zwykłe mydła niż te tzw. przeciwbakteryjne. Ponieważ nie działają one na wirusy, a po drugie, niepotrzebnie wyjaławiają skórę z naturalnej flory bakteryjnej.

Środki dezynfekcyjne na bazie alkoholu (na ogół w sprejach) też lepiej stosować wtedy, gdy nie mamy pod ręką mydła do umycia rąk. – Wygodniej z nich korzystać w przestrzeni publicznej dlatego, że szybko odparowują i nie trzeba po nich wycierać dłoni. Ale bardzo wysuszają skórę, która może pękać, więc proszę używać ich rozsądnie.

Zdrowy rozsądek będzie tu jak zawsze cenionym doradcą i sprzątając dom, trzeba to robić – tak, tak! – inteligentnie, skupiając się na kluczowych strefach i powierzchniach. Czy codziennie i z przesadną ilością detergentów? Nie, kuchnia i łazienka to przecież nie są sale operacyjne, więc zachowajmy umiar w szorowaniu umywalek, blatów kuchennych i toalet. Róbmy to po prostu dokładniej, pamiętając o włącznikach światła, kontaktach, klamkach – czyli powierzchniach, których domownicy i nasi goście dotykają najczęściej. Ale jeśli sami przestrzegają zaleceń, by często myć ręce, wzajemne bezpieczeństwo się wtedy podwaja.

Czytaj też: Ryzyko śmierci z powodu wirusa. Dlaczego lepiej je znać?

Hotele nie zmieniają pościeli między gośćmi

A co z miejscami, do których wracamy teraz po kilkutygodniowej przerwie, ciesząc się z końca kwarantanny? Wraz z rozpoczęciem wakacji Polacy będą odwiedzać hotele, restauracje, wrócą podróże pociągami i samolotami. Na poziom higieny mamy w nich wpływ pośredni, bo niekoniecznie od nas zależy przestrzeganie standardów w środkach transportu lub czystość pokoju w pensjonacie, w którym przyjdzie spędzić urlop.

Już widać, że niektórzy właściciele właśnie na poczuciu bezpieczeństwa będą opierali swój marketing, starając się przyciągać klientów. W miniony weekend widziałem reklamę jednego z hoteli: „U nas wszystkie pokoje ozonowane! Najbezpieczniejsze miejsce w mieście”. Dr hab. Tomasz Dzieciątkowski tylko się uśmiecha: – To jest tylko dobry piar! Jeśli ktoś zamierza za pomocą ozonu likwidować koronawirusa, powinien korzystać z bardzo profesjonalnych urządzeń i zespołu ludzi. A wątpię, by po każdym gościu hotelowym, który zwalnia pokój, właściciele wzywali taką firmę. Pewnie robią to we własnym zakresie sprzętem, który jest do kupienia w marketach budowlanych. I jest to najczęściej humbug.

Czytaj też: Wielkie odkażanie. Jak oczyścić miasta z wirusów?

A co z promiennikami UV, których reklamy też ostatnio rozkwitły, sugerując, że skutecznie dezaktywują koronawirusa? Nasz ekspert przyznaje, że promieniowanie ultrafioletowe niszczy bakterie, wirusy i grzyby: – Ale żeby miało to sens i było efektywne, odkażanie nim powinno trwać nieprzerwanie 8–10 godzin. Pamiętamy może z gabinetów lekarskich lampy UV, które włączano na całą noc. Trudno zrobić to we własnym mieszkaniu!

I warto pamiętać, że promieniowanie UV, zwłaszcza w takiej koncentracji, w jakiej jest w owych lampach, może spowodować groźne oparzenia skóry oraz uszkodzenia wzroku. Nie jest też obojętne dla wszystkich powierzchni, zwłaszcza z tworzyw sztucznych, które pod jego wpływem mogą pękać. Lampy UV stosowane są więc zazwyczaj do częściowej dezynfekcji sal operacyjnych, a jak już się z tym zgodziliśmy – nie ma sensu przekształcać w nie naszych domów.

Co innego zwykła czystość i higiena! Nie wiem, jak do niej podchodzą właściciele hoteli i pensjonatów w Polsce, ale oto dowód, że w Nowym Jorku jest z tym źle nawet podczas obecnej pandemii. Proszę obejrzeć niespełna sześciominutowy reportaż „Inside Edition”, amerykańskiego magazynu telewizyjnego dystrybuowanego przez stację CBS. Warto! Aby przekonać się, że wbrew zapewnieniom o przestrzeganiu wysokich standardów meble w pokojach nie są przecierane nawet zwykłą szmatką (dotyczy to również, oczywiście, pilotów telewizyjnych!), a co gorsza, nie jest też wymieniana pościel po poprzednich gościach:

Autorzy reportażu, który można nazwać wizją lokalną, udowodnili w trzech hotelach wysokiej marki (Hyatt Place Times Square, Hampton Inn Times Square, Trump International) bardzo poważne naruszenia higieniczne. Prześcieradła i poszewki na poduszki powinny być wszak wymieniane w każdych okolicznościach, niezależnie od obecnego narażenia na koronawirusa. A jak z tym jest u nas?

Czytaj też: Mamy prawo żyć w czystym środowisku

Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną