Już od pierwszych dni, kiedy w Polsce oficjalnie pojawił się koronawirus, zaczęto zgłębiać tę tajemną dla niektórych wiedzę: jak prawidłowo myć ręce, czym odkażać maseczki, ile zarazków znajduje się na domowych powierzchniach? Staliśmy się bardzo czystym społeczeństwem, choć pozory mogą mylić, bo po pierwsze nie wiadomo, w jakim stopniu teoria wynikająca z lęku przed zakażeniami przekłada się na codzienną praktykę, a po drugie – ile z tych dobrych rad ma rzeczywiście naukowe uzasadnienie?
Zdaniem Elżbiety Pogody, biolożki ze Stowarzyszenia Rzecznicy Nauki, istnieje duża różnica między sprzątaniem mieszkania a jego dezynfekowaniem: – Pierwsze daje szybki efekt wizualny, widoczny gołym okiem. Natomiast rezultaty dezynfekcji są dla nas niewidoczne.
Trzeba by mieć bardzo dobry mikroskop, by na jednym milimetrze powierzchni zobaczyć 7 tys. koronawirusów (bo tyle ich tam się zmieści), więc pozostaje wierzyć reklamom, które metody odkażania są skuteczne i czy we własnym domu, ale też w autobusach, samolotach i otwierających się na wakacjach hotelach możemy się czuć bezpiecznie.
Czytaj też: Czy nadal warto nosić maseczki? Co mówi nauka
Z octem czy nanosrebrem na wirusa?
Pierwsza ważna uwaga: ponad 90 proc. zakażeń, za które odpowiada koronawirus, ma swoje źródło w rozpylanym aerozolu, ponieważ tzw. droga kropelkowa jest najczęstszą w przypadku tego zarazka. – Ale jest 5 proc., które przenosi się przez brudne ręce, jeśli dotykaliśmy nimi powierzchni, na których mogły znajdować się zarazki – zwraca uwagę dr hab.