Superroznosiciele są wśród nas. Jaka jest ich „siła rażenia”?
Superroznosiciele są wśród nas!
Covid-19 nie schodzi z czołówek gazet i portali – każdego dnia pojawia się wiele nowych informacji o chorobie, samym patogenie, ich wpływie na nasz organizm i środowisko. Przejrzeliśmy je za Was i przedstawiamy wybór najważniejszych i najciekawszych naukowych doniesień z ostatniego tygodnia.
10 proc. zainfekowanych potrafi zakazić 80 proc. zdrowych. Jak i gdzie?
Tygodnik „New Scientist” powraca do tematu „superspreaders” (superroznosicieli) infekcji SARS-CoV-2. Czyli hipotezy, że są osoby i/lub sytuacje wyjątkowo skutecznie rozsiewające koronawirusa. Mają o tym świadczyć takie wydarzenia jak próba chóru, która odbyła się pewnego marcowego wieczoru w hrabstwie Skagit w stanie Waszyngton. Uczestniczyło w niej 61 osób, spośród których aż 52 właśnie wtedy zostały zakażone tylko przez jedną osobę. Lekarze śledzili dalsze kontakty zainfekowanych i okazało się, że przekazały one wirusa zaledwie dziesięciorgu innym ludziom. Z kolei praca naukowa, której współautorem jest brytyjski epidemiolog prof. Adam Kucharski, analizująca wydostanie się wirusa z Chin do innych krajów świata przed końcem lutego br., wykazała, że za 80 proc. przypadków zakażeń mogło odpowiadać jedynie 10 proc. zainfekowanych. Inna grupa badaczy przyjrzała się pierwszym 1037 przypadkom w Hongkongu. Było podobnie: zaledwie 20 proc. zainfekowanych odpowiada zapewne za 80 proc. przypadków zakażeń. Nie jest znana przyczyna, dlaczego niektóre osoby stają się superroznosicielami koronawirusa – być może wykazują jakieś predyspozycje biologiczne.
Nie należy jednak zapominać, iż nie tylko one tworzą ogniska epidemii. Wirus – co pokazują badania – świetnie się roznosi w zamkniętych przestrzeniach. Można to ująć następująco: na zewnątrz jest bezpieczniej niż wewnątrz, mniej ludzi jest bezpieczniejsze niż więcej. A szczególnie ryzykowne okazują się knajpy w budynkach, przede wszystkim ze względu na zachowanie części klientów. Pijąca osoba – przykładowo – im więcej trunku w siebie wlewa, tym głośniej zaczyna mówić, a zatem z jej ust wydostaje się nie tylko więcej decybeli, ale i mikrokropelek śliny zawierających koronawirusy.
Czytaj także: Rozmowy telefoniczne w autobusie lub tramwaju: groźne w czasie pandemii?
Kolejne badania szczepionek z udziałem małp i myszy
Naukowcom bardzo zależy na tym, by można było prowadzić badania SARS-CoV-2 z udziałem myszy laboratoryjnych. Aby było to możliwie, trzeba sprawić, by koronawirus infekował komórki gryzoni. Można w tym celu zmodyfikować genetycznie zwierzęta, aby ich komórki wytwarzały ludzkie białko, do którego przyłącza się SARS-CoV-2. Lub pójść inną drogą – o czym informuje tygodnik „Science” – czyli uzyskać zmutowaną wersję ludzkiego koronawirusa zdolną zakażać laboratoryjne gryzonie. To drugie udało się naukowcom z Chin, którzy u młodych i dorosłych myszy potrafili wywołać objawy analogiczne do Covid-19. Następnie przetestowali jeden z preparatów będących kandydatem na szczepionkę – okazało się, że skutecznie je chroni. Z kolei amerykańsko-holenderski zespół ogłosił wyniki badania siedmiu eksperymentalnych szczepionek zawierających osłabione koronawirusy. Przetestowano je z udziałem małp, a konkretnie makaków. I też okazały się skuteczne w zabezpieczaniu zwierząt przed infekcją.
Czytaj także: Laboratoryjne i nie tylko. Jaką cenę za pandemię zapłaciły zwierzęta?
Noszenie maseczek jest nie tylko aktem altruizmu
„New York Times” informuje o nowej i bardzo ciekawej publikacji na temat maseczek autorstwa naukowców z University Kalifornijskiego w San Francisco, która lada moment ukaże się na łamach „Journal of General Internal Medicine”. Wiele mówi się o tym, że w czasie pandemii ludzie powinni nosić maseczki zakrywające usta i nos, by chronić inne osoby. Często bowiem nie mamy świadomości, iż w naszym organizmie znajduje się patogen – infekcja nie daje objawów. Tymczasem amerykańscy naukowcy – na podstawie dostępnych wyników eksperymentów i analizy sytuacji, takich jak kwarantanna statków wycieczkowych – doszli do wniosku, że maseczki chronią także osoby zdrowe przed infekcją lub znacznie zwiększają szansę, że będzie ona miała łagodny lub bezobjawowy przebieg. Wynika to prawdopodobnie z tego, że skuteczność ataku wirusa zależy od liczby jego cząsteczek, które dotrą do organizmu człowieka: im mniej, tym lepiej się on broni. Badacze przywołują w tym kontekście m.in. dwa przypadki. Pierwszy to statek wycieczkowy „Diamond Princess”, który w lutym został zatrzymany na kwarantannie w japońskim porcie, ale jego pasażerowie nie musieli nosić maseczek. U 80 proc. zainfekowanych wystąpiły objawy Covid-19. Ale na innym statku, który w marcu wypłynął z Argentyny, gdy jeden z pasażerów zachorował, pozostałym natychmiast nakazano noszenie maseczek. I tylko u 20 proc. zainfekowanych pojawiły się symptomy choroby wywoływanej przez koronawirusa.
Czytaj także: Czy nadal warto nosić maseczki? Co mówi nauka
Negatywne skutki przebycia Covid-19 mogą utrzymywać się miesiącami
Tygodnik „Science” w bardzo obszernym artykule na swojej stronie internetowej zwraca uwagę na ważny i słabo jeszcze poznany problem: odległych w czasie skutków choroby Covid-19. Okazuje się, że u niektórych pacjentów problemy zdrowotne potrafią utrzymywać się jeszcze miesiące po przebyciu infekcji. W jednym z badań przeprowadzonych we Włoszech u 87 proc. hospitalizowanych z powodu ciężkiego przebiegu Covid-19 kłopoty ze zdrowiem utrzymywały się dwa miesiące po wyjściu ze szpitala. A mogą to być: zmęczenie, przyspieszone bicie serca, duszności, bóle stawów, problemy ze skupieniem i myśleniem, utrata węchu oraz uszkodzenie serca, płuc, nerek i mózgu. Przy czym niekiedy występują one przez dłuższy czas również u osób, które nie trafiły do szpitala i miały tylko średnio nasilone objawy choroby. Dlatego naukowcy chcą uważnie obserwować ozdrowieńców – m.in. w Wielkiej Brytanii rusza właśnie program obejmujący 10 tys. ludzi, który potrwa przez 25 lat.
Czytaj także: Ile osób odzyskuje zdrowie po Covid-19? Jak szybko?