Covid-19 to nadal temat numer jeden na całym świecie – każdego dnia pojawiają się setki nowych informacji o chorobie, samym patogenie, ich wpływie na nasz organizm i środowisko. Przejrzeliśmy je za Was, by przedstawić wybór najważniejszych i najciekawszych naukowych doniesień z ostatniego tygodnia.
Czytaj też: SARS-CoV-2 zaatakował wcześniej, niż sądziliśmy
Sześć szczepionek dopuszczonych do użytku
Ubiegły tydzień przyniósł kolejne bardzo optymistyczne wiadomości na temat kandydatek na szczepionkę przeciw covid-19. Amerykańska firma biotechnologiczna Moderna ogłosiła wstępne wyniki ostatniej, czyli trzeciej fazy badań klinicznych z udziałem 30 tys. ochotników: jej preparat wykazuje 95-proc. skuteczność. Kilka dni później koncern farmaceutyczny Pfizer, który przygotował szczepionkę dzięki współpracy z niemiecką firmą BioNTech, poprawił – na podstawie uzupełnionych danych – wstępną ocenę skuteczności swojego produktu, podnosząc ją z 90 na 95 proc.
Tymczasem – jak podaje CNN na swojej stronie internetowej – w Chinach szczepionkę przeciw koronawirusowi podano już prawie milionowi ludzi. Poinformował o tym szef państwowego przedsiębiorstwa farmaceutycznego Sinopharm, nie wyjaśniając jednak, o którą z dwóch opracowywanych przez tę firmę szczepionek chodzi. Podobno nie odnotowano żadnych poważnych niepożądanych reakcji, ale Sinopharm nie ujawnił dotąd danych z trzeciej fazy badań klinicznych obu preparatów, prowadzonych z udziałem ochotników m.in. w Zjednoczonych Emiratach Arabskich, Maroko, Peru i Argentynie. Nie wiadomo więc, czy szczepionka jest bezpieczna i skuteczna.
Co ciekawe, do stosowania dopuszczono sześć szczepionek, ale tylko w ograniczonym zakresie (wśród zagrożonego personelu medycznego oraz żołnierzy) i tylko w dwóch krajach – Rosji i Chinach, które zezwoliły na użycie preparatów własnej produkcji, choć nie przeszły wszystkich etapów badań klinicznych. Spotkało się to z krytyką ekspertów z całego świata.
Wirus przeskoczył z ludzi na norki i mutuje w organizmach zwierząt
Niedawno zrobiło się głośno o decyzji duńskich władz, które poleciły zabić miliony norek znajdujących się na fermach futrzarskich. Wynikało to z obaw, że koronawirus, który „przeskoczył” z ludzi na zwierzęta hodowlane, może zmutować w ich organizmach i ponownie nas zakazić. O niebezpieczeństwie takich mutacji informują naukowcy z University College London w jeszcze nieopublikowanej pracy (dostępny jest na razie jej preprint). Zbadali oni 239 genomów wirusów wyizolowanych z organizmów zwierząt z ferm w Holandii i Danii. Na tej podstawie doszli do wniosku, że co najmniej siedmiokrotnie norki zakaziły się od człowieka. Następnie w organizmach zwierząt doszło do co najmniej 23 mutacji, co sugeruje, że wirus szybko się dostosował do nowego gospodarza.
Niektóre z tych zmian genetycznych pojawiły się w regionach genomu kodujących białko charakterystycznych „kolców” koronawirusa, za pomocą których przyczepia się on do infekowanych komórek. Dobra wiadomość jest taka, że na razie nie ma dowodów, by mutacje w norkach wpłynęły na zdolność SARS-CoV-2 do rozprzestrzeniania się u ludzi, gdyby zostali nimi zakażeni.
Czytaj też: Nie, szczepionki na covid nie modyfikują ludzkiego genomu
Kiedy chorzy na covid są groźni dla innych
Na łamach „The Lancet Microbe” ukazała się ciekawa praca brytyjskich i włoskich naukowców. Przeanalizowali oni wyniki 98 badań z udziałem prawie 9 tys. osób pod kątem tego, jak dużo koronawirusów znajduje się w organizmach chorych po wystąpieniu objawów covid-19, jak długo można wykryć u nich „żywe” patogeny, a także po jakim czasie testy wykrywają materiał genetyczny SARS-CoV-2.
Okazało się, że ludzie najłatwiej mogą zainfekować inne osoby w ciągu pięciu dni od wystąpienia objawów, a ci, u których występują tylko łagodne symptomy choroby – dwa razy dłużej. W tym czasie mają oni najwięcej wirusów w swoich organizmach. Natomiast materiał genetyczny SARS-CoV-2, ale nie „żywe” patogeny, udawało się wykryć średnio do 17 dni od wystąpienia objawów, przy czym rekord pod tym względem wynosił 60 dni.
Oznacza to m.in., że osoby, które już nie zakażają, mogą w testach PCR (genetycznych) wykazywać nadal obecność koronawirusa w organizmie. „Wyniki naszej pracy wyjaśniają, dlaczego przenoszenie koronawirusów można skutecznie ograniczyć poprzez natychmiastową identyfikację, izolację i kwarantannę osób wykazujących objawy choroby” – uważa dr Müge Çevik ze School of Medicine University of St. Andrews, główna autorka publikacji.
Czytaj też: Na koronawirusa da się na długo uodpornić
PAN: trzeba zmienić strategię testowania
Zespół ds. covid-19 przy prezesie Polskiej Akademii Nauk opublikował kolejne stanowisko. Można w nim przeczytać, że przyjęty w Polsce sposób testowania w zasadzie ciągle ogranicza się do osób, które mają wyraźne objawy zakażenia dróg oddechowych. W związku z tym zainfekowani, którzy nie mają objawów lub mają skąpe czy nietypowe, nie są identyfikowani. Szacuje się, że jest ich nawet do dziesięciu razy więcej niż raportowanych dziennie przypadków, a wiele wskazuje na to, że to właśnie oni są głównymi roznosicielami wirusa. Ten sposób testowania w skali społeczeństwa nie dostarcza więc informacji, jaki jest prawdziwy rozmiar epidemii. Taka wiedza byłaby teraz niezwykle cenna i pozwalałaby walczyć z epidemią w racjonalny sposób.
W związku z tym potrzebna jest zmiana podejścia do strategii testowania i skupienie się na badaniu tych, którzy z racji obowiązków zawodowych mają kontakt z wieloma osobami i mogą przyczyniać się do istotnego rozprzestrzeniania się wirusa. Są to m.in. pracownicy ochrony zdrowia, nauczyciele, służby mundurowe, pracownicy służb komunalnych i fabryk, których funkcjonowanie jest nieodzowne dla kraju. Powinni oni mieć dostęp do łatwego i szybkiego testowania. Umożliwi to ich pracę, a w przypadku stwierdzonego zakażenia – izolację, co sprawi, że nie będą rozsiewali infekcji w swoich grupach pracowniczych.
Odrębna kwestia to testowanie, którego celem jest zrozumienie prawdziwych rozmiarów epidemii. Jedynie systematyczne badanie reprezentatywnej części społeczeństwa (grupy osób wybranej losowo z bazy PESEL i monitorowanej panelowo, czyli testowanej regularnie) wydaje się zasadne. W sytuacji tak zaawansowanego rozwoju epidemii liczebność takiej grupy powinna być duża. Tylko tak udałoby się odpowiedzieć na wiele pytań, m.in. o to, czy otwarcie szkół spowoduje nagły przyrost liczby wykrytych przypadków albo czy otwarcie teatrów, kin, muzeów, basenów i siłowni wpłynie znacząco na rozwój epidemii – piszą eksperci PAN.
Czytaj też: Komu szczepionka na koronawirusa należy się najpierw?