Ostatnie dwa tygodnie wreszcie przyniosły umęczonemu pandemią światu powiew optymizmu. Zaczęło się 9 listopada od ogłoszenia przez Pfizera, amerykańskiego giganta farmaceutycznego współpracującego z niemiecką firmą biotechnologiczną BioNTech, bardzo obiecujących wyników badań szczepionki przeciw Covid-19 (a mówiąc precyzyjniej: kandydatki na szczepionkę). Wiadomość z miejsca stała się globalnym newsem numer jeden.
To działa!
Preparat Pfizera, oznaczony roboczo jako BNT162b2, od 27 lipca podawano prawie 39 tys. ochotników (m.in. z USA, Brazylii, Argentyny i Niemiec). Działo się to w ramach III, czyli ostatniej, fazy badań klinicznych. Wybrana losowo (tzw. randomizacja) połowa ochotników otrzymywała szczepionkę (2 dawki w odstępie 3 tygodni), a druga połowa placebo (nieaktywna substancja). Przy czym ani uczestnicy testów, ani prowadzący je naukowcy i lekarze nie wiedzieli, co było w zastrzykach. To tzw. podwójnie ślepa próba stosowana w badaniach klinicznych spełniających najbardziej wyśrubowane standardy obiektywnej oceny efektów leczenia chorób i zapobiegania niepożądanym następstwom.
Następnie niezależny komitet, analizujący zakodowane wyniki, stwierdził, że w ciągu ponad trzech miesięcy 94 ochotników zachorowało na Covid-19. Przy czym aż 90 proc. z nich znajdowało się w grupie, która otrzymała placebo. To zaś sugerowało, że preparat Pfizera wykazuje zaskakująco wysoką skuteczność w zapobieganiu chorobie, większą, niż oczekiwali od szczepionki eksperci – sądzili, że poziom 50–70 proc. byłby dużym sukcesem i spełnił kryterium skuteczności pozwalające na rejestrację preparatu.
Dobrego nastroju nie popsuła nawet wiadomość, że BNT162b2 musi być trzymany w temperaturze poniżej -70 st. C, gdyż w wyższej (od 2 do 8 st. powyżej zera) zachowuje trwałość zaledwie przez 24 godziny.