bardzo dawno
Współcześni ludzie dębieją na wieść, że DNA szympansa i człowieka jest nam wspólne w ponad 96 proc. To zdziwienie wynika chyba z wyobrażenia, że pod ludzką twarzą jest pysk małpy. Że nasze włochate łydki w bibliotekach to jednak wciąż cień jakichś dzikich nóg zza drzew. Zapomnieliśmy o naszych śluzowato-sierściowych pochodnych istnienia. A one jednoznacznie mówią, że w naszych żyłach wciąż płynie pradawne, słone morze czerwone, z tego czasu, kiedy światło jeszcze nie miało do niego dostępu. My, jak wielu innych, w naszych galaretach oczu mamy też dziurki, otwarte na świat źrenice, czułe na źrenice innych, na chmury lub ich brak, mamy czaszkę zbitą z płytek, paznokcie jako dawne pazury, a w naszym uśmiechu na fotografii do paszportu, dokumencie otwierającym drogi na inne kontynenty, ciągle widać, że ze szczęki sterczą nam dwa kły. One były i są wyłącznie do szarpania ciał, i nie ma różnicy, czy jest to czyjeś udo czy łodyga.
Zapomnieliśmy, że powstaliśmy z lasu, stepu i bagna. Nasze refleksje na temat świata zamykają się w granicach upudrowanej współczesności Zachodu, od Oświecenia budujemy nasz żal nad teraźniejszością, obejmujący niemal cały wszechświat, ogniskujący swój gniew wyłącznie w człowieku. Obraz człowieka nielicznym rozpoczyna się w antyku, jednostkom zaś w neolicie, gdy już panował nad ziemią. Tylko dlaczego niemal nikt nie widzi w nas tego, w czym trwaliśmy przez szaloną większość naszego czasu, całą otchłań, 200 tys. lat, kiedy jako wytrwali włochaci zbieracze byliśmy całkowicie uzależnieni od działań natury, więc na pewno będący na tę naturę niewyobrażalnie dziś wrażliwi?
Wszystko, co masz, zaczynając od kosteczek nadgarstka, wyprostowanej postawy, niepojętego w swej pojemności mózgu i nadczułości, z którą ci teraz tak źle, masz z wiary, pracy i śmierci własnych, niemych przodków.