GRZEGORZ RZECZKOWSKI: – Używając kilku różnych tożsamości, w ciągu dwóch lat udało się pani wejść do wielu ekstremistycznych światów – od amerykańskiej alter prawicy po islamski dżihadyzm. Opisuje pani również francuski ruch żółtych kamizelek, który kojarzy się raczej z radykalną lewicą. Wydawałoby się, że niewiele może je łączyć.
JULIA EBNER: – Tym, co najmocniej uwydatnia się we wszystkich tych grupach oraz innych ekstremistycznych ruchach radykalnej prawicy z całego świata, jest silna awersja antyestablishmentowa. Elity to ich wspólny wróg. To dlatego ultranacjonaliści z różnych krajów współpracują ze sobą na poziomie międzynarodowym.
Warto wspomnieć o żółtych kamizelkach, który to ruch powstał w proteście przeciwko wprowadzonym we Francji podwyżkom cen paliw. Początkowo tworzyli go ludzie o różnych biografiach politycznych, ale prawicowi radykałowie szybko przeszli do działania, próbując przeciągnąć cały ruch na swoją stronę.
Podobnie było w przypadku antyrządowych protestów odbywających się w innych europejskich krajach, m.in. przeciwko obostrzeniom związanym z pandemią, w których uczestniczyły osoby rzeczywiście dotknięte przez kryzys, głównie ekonomicznie. Przy czym próby przejęcia kontroli nad tymi ruchami czasem bardziej wyglądały jak skok na nie. Tak działały np. środowiska neonazistowskie, które „kradnąc przywództwo”, nadawały tym wystąpieniom charakter antydemokratyczny czy też wymierzony w mniejszości.
Choć lewicowe ruchy od lat słabną i przegrywają z prawicowym ekstremizmem, to wciąż stanowią dla niego wygodnego wroga. Jednym z nich, niemal już mitycznym, jest Antifa. Ostatnio mogliśmy to zaobserwować w Polsce, gdy radykałowie z prawicy próbowali przerzucić odpowiedzialność za swoje ekscesy właśnie na Antifę.