Pewne jest tylko jedno: sam Trump świetnie się bawi. Ale jego dobry nastrój zderza się z niepokojem europejskich komentatorów. Nigdy w czasach współczesnych nie było aż takiej niepewności. Widzę cztery główne problemy przyszłości.
Tylko 34 proc. Amerykanów uważa dziś, że dobrze pełnił najwyższy urząd. To jedno z najniższych notowań amerykańskich prezydentów odchodzących ze stanowiska w ostatnim stuleciu. Podsumujmy jego dokonania.
W bezprecedensowej sprawie na styku bezpieczeństwa i wolności słowa sędziowie zdecydowali, że spółka zarządzająca TikTokiem w USA musi odciąć się od chińskiego właściciela. Albo straci użytkowników.
W Ameryce wyrażane są obawy, czy syryjska rewolucja nie przyczyni się do zwiększenia chaosu na Bliskim Wschodzie i czy rząd, który ostatecznie obejmie tam władzę, nie okaże się dla USA i dla Izraela zagrożeniem jak jego poprzednik.
Porażka Kamali Harris oznacza, że Partia Demokratyczna musi wymyślić się na nowo. I to szybko. Tylko czy zwrot ku centrum, szukanie młodszych wyborców i nowi liderzy wystarczą?
Donald Trump wygrał niespodziewanie wysoko. Znów będzie rządził nieprzewidywalnie, ale skuteczniej niż w pierwszej kadencji.
Cała historia nieudanego ścigania Trumpa, w tym oczywistych przestępstw, pokazuje niemoc amerykańskiego aparatu sprawiedliwości wobec potężnego polityka. A przede wszystkim jest dowodem żenującej nieudolności administracji Bidena.
Najpierw Joe Biden, a potem Władimir Putin przemówili po zwycięstwie Donalda Trumpa; CBA weszło do Polsatu i TVP; Iga Świątek odpadła z WTA Finals; kandydat na komisarza Piotr Serafin wypadł bardzo dobrze na przesłuchaniu w Parlamencie Europejskim.
Bez przesady można stwierdzić, że kluczowy moment tej kampanii wydarzył się dwa lata temu, kiedy Joe Biden zdecydował się zawalczyć o reelekcję. Czy Kamala Harris w ogóle miała szansę wygrać z Donaldem Trumpem?
Jeśli przyjąć, że to nie zwycięstwo Trumpa zmieniło Amerykę, a zmiany w Ameryce przyniosły zwycięstwo Trumpa, powrotu do starych dobrych czasów już nie ma. W jego wizji nie ma sojuszników – wszyscy w mniejszym czy większym stopniu wykorzystują USA. Na tych, którzy „płacą”, przynajmniej da się zarobić.