Prokuratura Krajowa składa wniosek w sprawie sędziego Tomasza Szmydta; dla kogo bon energetyczny; Joe Biden wstrzymuje dostawy sprzętu do Izraela; Real Madryt w finale Ligi Mistrzów; Luna poza finałem Eurowizji.
Joe Biden pierwszy raz używa dostaw broni jako narzędzia nacisku na izraelski rząd Beniamina Netanjahu. Ale nie oznacza to jeszcze zasadniczej zmiany kursu w sprawie wojny w Gazie.
Trwają masowe protesty na amerykańskich uniwersytetach przeciw Izraelowi w związku z wojną w Gazie, w której zginęło już 33 tys. cywilów.
„Lepiej wysłać rakiety niż naszych żołnierzy” – powiedział speaker Izby Reprezentantów Mike Johnson. „Partia Putina” w GOP, jak nazwano prorosyjskich izolacjonistów, długo trzymała świat i Ukrainę w niepewności.
Trzy strony konfliktu: Izrael, Iran i Ameryka, po tym tygodniu pełnym napięć i aktów przemocy wydają się ukontentowane. Akcja Iranu, reakcja Izraela oraz hegemoniczna postawa Ameryki ujawniły się wystarczająco dobrze i nie powinno dojść do kontynuacji walki. Tyle polityczna logika wojny. A pozostaje jeszcze sfera emocji, prestiżu i urażonej dumy.
Republikanie pobrzękują szabelką, bo będąc w opozycji, nie ponoszą odpowiedzialności za politykę Ameryki na Bliskim Wschodzie. Gdyby ktoś z GOP urzędował dziś w Białym Domu, prawdopodobnie, tak jak Biden, powstrzymywałby Izrael przed nieprzemyślaną, ryzykowną akcją przeciw Iranowi.
Zdecydowana większość liderów zachodnich państw potępia Iran za bombardowania z minionej nocy. Niektórzy zrzucają odpowiedzialność na Amerykanów, a publicyści wskazują, że nowy front będzie problemem dla Europy.
Stan wojny – retorycznej, toczonej przez pośredników i przez szpiegów – między Iranem a Izraelem trwa już od dłuższego czasu. Jednak bezpośredni atak na terytorium wroga jest nowością. To już otwarta wojna, na razie powietrzna.
Dziś w Sejmie głosowania w sprawie aborcji; prokuratura wchodzi do Orlenu; zakazane e-papierosy; europejska narada w Warszawie; Joe Biden buduje antychiński front w Azji.
Spotkania z premierem Japonii i prezydentem Filipin to najnowszy przejaw amerykańskiej polityki „zwrotu ku Azji”. Do powstania w rejonie zachodniego Pacyfiku układu wzorowanego na NATO raczej jednak nie dojdzie.