Dlaczego w Wigilię będzie można wyjść na pasterkę, ale w noc sylwestrową nie wolno nigdzie się ruszyć? Dlaczego nie skorzystamy w galeriach handlowych z poświątecznych wyprzedaży w sklepach z odzieżą, ale artykuły drogeryjne i kosmetyki będzie można sprzedawać tak jak żywność? Dlaczego ozdrowieńców dotykają te same restrykcje związane z zakazem przemieszczania się i spędzania zimowych ferii co pozostałych? Dlaczego w ogóle nazywamy feriami dwa tygodnie przymusu siedzenia w domu, skoro hotele i stoki narciarskie pozostaną zamknięte? Dlaczego ci, którzy mieszkają niedaleko gór, nie będą mogli robić jednodniowych wypadów na narty, jeśli ryzyko zakażenia na świeżym powietrzu jest dużo mniejsze niż w pomieszczeniach zamkniętych?
Sam nie znam odpowiedzi na te pytania. Wiem natomiast, w jak trudnym położeniu są ci, którzy mając świadomość katastrofalnych skutków takich decyzji dla wielu branż gospodarki, wybierają mniejsze zło, próbując ograniczyć rozprzestrzenianie się epidemii.
Czytaj też: Narodowe strategie szczepień na covid
To jeszcze nie jest koniec epidemii
Wraz z codziennie napływającymi informacjami z frontu szczepionkowego – zarówno z zagranicy, jak i licznych propagandowych konferencji organizowanych przez polski rząd – być może wielu z nas poczuło, że nie ma się już czym przejmować. Za góra dwa, trzy miesiące covid odejdzie w zapomnienie, bo przecież tyle się dziś mówi o tym, że ludzkość ze szczepionkami przystąpiła do kontrofensywy i znaleźliśmy remedium i poradzimy sobie z epidemią raz na zawsze (o kontrofensywie i remedium mówił 15 grudnia premier