Wieś nie jest duża, nie więcej niż trzysta osób. W jej centrum stoi średniowieczny kościół pod wezwaniem św. Piotra w Okowach, a po sąsiedzku gospodarstwo College Farm. W 1659 r. wybudował je pewien zamożny gospodarz, a dziś należy do Juliana Barboura. Ten fizyk i kosmolog we wsi mieszka od urodzenia – i też jest cenionym obiektem kultury. Kiedy więc cztery lata temu umarł miejscowy stolarz, człowiek lubiany i utalentowany, miłośnik przyrody, a zwłaszcza ptaków, to Barboura właśnie poproszono o wygłoszenie mowy pożegnalnej. Kiedy już ją skończył, przypomniał sobie, że stolarz John nie widział niektórych kolorów, był daltonistą – ale ten brak w niczym nie zmniejszał jego zachwytu nad światem, bo więcej uwagi poświęcał wzorom i kształtom. Julian Barbour poczuł z nim więź – bo i on postrzega tak nie tylko najbliższą okolicę, ale i cały kosmos.
Czytelnicy POLITYKI poznali już Barboura. Pisaliśmy o nim przy okazji wydanej w 1999 r. książki „The End of Time” (zrobiliśmy też poświęcony mu film dokumentalny „Sen podszewki”). Czas nie istnieje, przekonywał wtedy Barbour, jest tylko ciąg następujących Teraz, czyli nieruchomych kadrów przedstawiających różne konfiguracje atomów i cząstek. Talii wszystkich możliwych kadrów nadał Barbour nazwę Platonii, przestrzeni niezmiennej i wiecznej. W czasie dwóch ostatnich dekad Brytyjczyk cierpliwie – z niewielką grupą współpracowników – rozwijał ten koncept. A co rozwinął, opisał w niezwykłej książce wydanej właśnie w Wielkiej Brytanii i USA. W „The Janus Point: A New Theory of Time” (w Polsce „Nowa teoria czasu. Punkt Janusa” ukaże się 16 września nakładem Copernicus Center Press). Barbour, lat 84, mierzy się z wyzwaniem ostatecznym – z kresem wszystkiego.