Po okresie względnego spokoju powraca temat nowych mutacji koronawirusa SARS-CoV-2. Naukowcy na całym świecie uważnie monitorują, co się dzieje z patogenem wywołującym covid-19, a obecnie skupiają się m.in. na wariantach AY.4.2, w szczególności na nowym B.1.1.529, któremu WHO nadała nazwę omikron (to 15. litera greckiego alfabetu).
Ten drugi został po raz pierwszy wykryty 11 listopada w Botswanie, a kolejne przypadki odnotowano kilka dni później w RPA i Hongkongu (dokąd dotarł z RPA w organizmie podróżującego samolotem 36-letniego mężczyzny; po powrocie miał on negatywy wynik testu, ale kolejne badanie w czasie obowiązkowej kwarantanny potwierdziło zakażenie SARS-CoV-2). 26 listopada potwierdzono zaś pierwszy przypadek B.1.1.529 w Europie: zakaziła się młoda niezaszczepiona kobieta, która 11 listopada wróciła z Egiptu przez Turcję do Belgii, a symptomy przypominające łagodną grypę wystąpiły u niej po 11 dniach. Nie przebywała jednak na południu Afryki. Duże prawdopodobieństwo wystąpienia omikronu ogłoszono też w Niemczech, Holandii, Czechach i Danii.
Kolejne kraje ogłaszają restrykcje. Wjeżdżający do Wielkiej Brytanii muszą wykonać test PCR i pozostać w izolacji do uzyskania wyniku. We Francji każda osoba, także zaszczepiona, która mogła mieć kontakt nawet z potencjalnym źródłem nowego typu koronawirusa, będzie musiała poddać się kwarantannie. Izrael w niedzielę w ogóle zamknął granice dla obcokrajowców na najbliższe dwa tygodnie. Podobną decyzję zapowiedziała Japonia.
Omikron z rekordową liczbą mutacji
Analiza genomu B.1.1.529 wykazała, że w jego przypadku doszło do aż 32 mutacji w genach związanych z budową „kolców”, czyli białkowych „wypustek”, dzięki którym koronawirus „przyczepia się” do ludzkich komórek, a następnie dostaje do ich wnętrza i namnaża. Jak zauważa wirusolog dr Tom Peacock z Imperial College London, tak zaskakująco duża liczba mutacji grozi tym, że wariant stanie się dla nas bardzo poważnym problemem i dlatego powinien być szczególnie uważnie monitorowany. Ekspert ma jednak nadzieję – jak napisał na Twitterze – że liczne mutacje okażą się tylko dziwnym „niewypałem”, który nie wpłynie na zdolność wirusa do rozprzestrzeniania się, infekowania komórek czy skuteczność szczepionek. Pesymistycznie wypowiedziała się natomiast dr Susan Hopkins, główna doradczyni medyczna UK Health and Security Agency. Jej zdaniem nowo zidentyfikowany wariant jest „najbardziej niepokojącym, jaki widzieliśmy”, gdyż wykazuje nienotowaną od początku pandemii umiejętność rozprzestrzeniania się.
Dlatego niektórzy wirusolodzy z RPA są zaniepokojeni wzrostem zakażeń w Gauteng, obszarze obejmującym Pretorię i Johannesburg, gdzie wykryto przypadki B.1.1.529. A cytowany przez „Guardiana” prof. Francois Balloux, dyrektor Instytutu Genetyki UCL w Londynie, uważa, że duża liczba mutacji mogła wyewoluować podczas przewlekłej infekcji u osoby z osłabionym układem odpornościowym – prawdopodobnie nieleczonego pacjenta z HIV/AIDS.
Aczkolwiek na razie nie ma jeszcze pewnych i pełnych informacji o „zdolnościach” B.1.1.529 ani o skuteczności szczepionek w ochronie przed nim. Na wszelki wypadek Komisja Europejska zarekomendowała wstrzymanie lotów z południa Afryki. Pytanie, czy to nie za późno, skoro wirus już dotarł do Europy? Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) przestrzegła z kolei przed pochopnym nakładaniem ograniczeń w podróżowaniu spowodowanych wariantem B.1.1.529, stwierdzając, że władze powinny opierać swoje decyzje na rzetelnej analizie ryzyka i danych naukowych.
Czy szczepionki poradzą sobie z nowymi wariantami SARS-CoV-2?
Delta plus odpowiada już za 15 proc. infekcji
Kolejny niepokojący wariant koronawirusa to AY.4.2, „bliski krewny” (subwariant, dlatego jest nieoficjalnie nazywany „delta plus”) słynnej delty, która dzięki zwiększonej o ok. 50 proc. zdolności rozprzestrzenienia się (ale na szczęście nie zjadliwości) zdominowała świat. Po raz pierwszy został wykryty w Wielkiej Brytanii w czerwcu, ale nie otrzymał jeszcze od WHO litery z greckiego alfabetu (są nadawane kolejnym pojawiającym się wariantom). Instytucje zajmujące się zagrożeniem dla zdrowia publicznego uznają go za „znajdujący się w obszarze zainteresowania” (WHO, Europejskie Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób) lub „w toku badań” (UK Health Security Agency). Na razie wiadomo o nim m.in., że posiada sześć mutacji genetycznych związanych z „kolcami” wirusa.
Czytaj także: Kogo „złapie” delta? Jest superszybka, ale nie jesteśmy bezbronni
Czy dzięki tym zmianom w materiale genetycznym AY.4.2 stał się bardziej zaraźliwy, a przede wszystkim groźniejszy dla człowieka (cięższy przebieg covid-19, zwiększona śmiertelność)? Na szczęście na razie nic nie wskazuje, by działo się coś takiego. W Wielkiej Brytanii na początku listopada AY.4.2 odpowiadał wprawdzie już za 15 proc. infekcji (w Polsce wykryto dotąd oficjalnie co najmniej kilkadziesiąt przypadków), ale jest tylko trochę bardziej zakaźny niż delta. Nie potrafi też sprawniej wymykać się ludzkiemu układowi odpornościowemu, dzięki czemu na razie szczepionki są skuteczne również wobec niego. A wstępne badania sugerują, że infekcja AY.4.2 ma nawet trochę łagodniejszy przebieg.
Delta, delta plus i co dalej?
Jednak, jak informuje tygodnik „New Scientist”, naukowcy wykryli już subwariant oznaczony jako AY.4.2.1 – z kolejną mutacją w genach odpowiedzialnych za budowę kolców, który może być trochę bardziej zaraźliwy niż „delta plus”. Specjaliści zastrzegają, że jeszcze za wcześnie na formułowanie dalej idących wniosków.
Scenariusz na kolejne miesiące może być więc taki, że AY.4.2 będzie powoli zastępował deltę, co jednak nie zmieni specjalnie przebiegu pandemii. Ale nie można też wykluczyć, że pojawi się kolejny mutant, który zmieni sytuację. „Nowy wariant koronawirusa z transmisyjnością podobną do delty, tylko lepiej wymykający się odporności, jest całkowicie możliwy, a może nawet nieunikniony” – stwierdził w rozmowie z „New Scientist” dr Tom Peacock.
Czytaj też: Alfa, delta, lambda? Warianty koronawirusa w natarciu
Lista niepokojących wariantów wirusa
Naukowcy bacznie przyglądają się koronawirusom pojawiającym się w różnych zakątkach świata, dzięki czemu wiadomo, że dominacja delty spowodowała „wymarcie” wielu innych wariantów SARS-CoV-2. Jednym z obserwowanych jest B.1.640, wykryty po raz pierwszy we wrześniu tego roku w Kongo. Nie jest blisko „spokrewniony” z innymi wariantami i wykazuje sporą różnorodność genetyczną (wykryto osiem mutacji genetycznych związanych z „kolcami” wirusa). B.1.640 już dotarł do Europy i był odpowiedzialny za głośny swego czasu „wybuch” zakażeń w jednej z francuskich szkół, który jednak raczej nie miał związku z jego właściwościami, tylko ze sprzyjającymi zakażeniom warunkami panującymi w placówce. Na razie więc nie można stwierdzić, czy ma szansę pokonać wariant delta i jego „krewniaków”.
Na stronie Europejskiego Centrum ds. Zapobiegania i Kontroli Chorób (ECDC) można zapoznać się z kilkoma ciekawymi listami wariantów SARS-CoV-2. Pierwsza z nich, zatytułowana „Budzące obawy” (Variants of Concern), liczy cztery pozycje: beta, gamma, delta oraz właśnie dodany B.1.1.529 (stan na 26 listopada). Z kolei spis pt. „W kręgu zainteresowania” (Variants of Interest) wymienia trzy: mu, lambda oraz AY.4.2. Znacznie dłuższa jest lista „Monitorowanych wariantów”, na której znajduje się ich dziewięć, w tym kongijski B.1.640. Zaś najwięcej koronawirusów można znaleźć na liście tych, które albo znikły, albo krążą, nie wpływając na sytuację epidemiologiczną lub nie wykazując właściwości budzących obawy. Liczy ona 25 pozycji, wśród nich słynny swego czasu wariant alfa („brytyjski”).