Poprosiliśmy jurorów, by wskazali tych, którzy nie tylko „zostali z nami”, ale konsekwentnie podążają na naukowe szczyty.
Żeby przedstawić wszystkie 122 osoby, które w poprzednich latach za pośrednictwem „Polityki” otrzymały portfele z zawartością 25 tys. zł, potrzebna byłaby książka. I pewnie na nią zasługują, tak jak wciąż zasługują na miano desperados. Tak nazwaliśmy młodych polskich naukowców przed siedmioma laty, zbadawszy ich zarobki, stan posiadania, warunki prywatnego życia. Postanowiliśmy ufundować najpierw jedno, dwa stypendia; miała to być symboliczna pointa opublikowanego wtedy raportu. Szybko jednak okazało się, że jesteśmy w stanie pozyskać do współpracy majętnych partnerów ze świata biznesu (wielu z nich trwa z nami od początku) i przedsięwzięcie przestało być symboliczne. Rozdysponowaliśmy do tej pory 3 mln 50 tys. zł, a stypendium stało się na tyle ważnym wyróżnieniem, że warto je odnotowywać w naukowych CV.
Stowarzyszenie zawiązane przez dotychczasowych stypendystów z ich inicjatywy to gwiazdorski klub. Podobnie jak blisko 20-osobowe jury, złożone z uczonych o niekwestionowanej renomie. To na ich profesjonalnej marce opiera się też marka konkursu „Polityki”. Choć w ostatecznym rozstrzygnięciu biorą udział także sponsorzy, to jednak tylko fachowcy są w stanie dziś właściwie wymierzyć prawdziwe osiągnięcia i postępy czynione w poszczególnych dziedzinach wiedzy. Dlatego pierwsze słowo, pierwsze wskazanie zawsze należy do profesorów skupionych w kapitule konkursu. Poprosiliśmy ich zatem o wskazanie tych osób, które w szczególny sposób utwierdzają w przekonaniu o trafności wcześniejszych wyborów.
Joanna Bauer
NAUKI TECHNICZNE 2003
Oprócz inżynierii biomedycznej skończyła na Politechnice Wrocławskiej zarządzanie i marketing. Co, powiada, przydaje się przy poszukiwaniu dodatkowych źródeł dofinansowania badań, podejmowaniu decyzji. – Ostatnio nasz zespół musiał zdecydować, czy pozostajemy w Instytucie Fizyki, czy też podejmujemy wyzwanie stworzenia nowego Instytutu Inżynierii Biomedycznej. To trochę tak, jakby decydować się na nowe przedsięwzięcie gospodarcze. Przydała się znajomość zasad prowadzenia analizy SWOT.
Joanna Bauer drąży temat termowizyjnego rozpoznawania osób. Dostała za tę pracę Nagrodę Promocyjną Siemensa, badaniami interesują się partnerzy zagraniczni. – Na razie jednak bez wdrożenia prototypów do produkcji. Za to okazało się, że zaproponowane przeze mnie metody można spożytkować także w medycynie do rozpoznawania stanów zapalnych w stawach śródpaliczkowych. Udało się nam z panią prof. Haliną Podbielską, szefową zespołu, skonstruować prototyp urządzenia do transiluminacji stawów, czyli prześwietlenia światłem widzialnym, i prowadzimy wspólne badania ze specjalistami od rehabilitacji.
Jednocześnie Joanna Bauer pracuje nad badaniami biomateriałów. Jak mówi, jej metody wzbudzają zainteresowanie: właśnie wróciła z Bukaresztu, gdzie zaproszono ją do współpracy. Teraz przepakowuje walizki i w podobnym celu jedzie do Irlandii. Wszystko w ramach grantów unijnych.
A poza tym prowadzi wykłady popularnonaukowe dla młodzieży, jeździ na targi edukacyjne. Znajduje czas. Uważa, że warto.
Marta Bucholc
SOCJOLOGIA 2003
Uniwersytet Warszawski, doktor socjologii, magister prawa i filozofii. Gdy odbierała stypendium „Polityki”, zajmowała się problematyką uczynienia prawa możliwie najbardziej zrozumiałym. A przy okazji diagnozowała społeczeństwo. Odkryła na przykład, że w Polsce brak jest kontynuacji między światem przedwojennych kupców a dzisiejszych przedsiębiorców z tej branży. Być może dlatego, że w ogóle brak było ciągłości pokoleń w kupiectwie? A może chodzi o to, że kapitalizm lat dziewięćdziesiątych nie był kontynuacją tego przedwojennego?
Teraz zawodowo studiuje Maxa Webera. – Ta problematyka również dobrze przekłada się na rozważania o współczesnym społeczeństwie. Weber mówił o odczarowywaniu świata, współcześnie mamy rozczarowanie odczarowaniem.
Najbardziej satysfakcjonująca część jej pracy to, powiada, zajęcia dla studentów. – Staram się, cytując Charlesa Wrighta Millsa, pokazać im, jak myśli człowiek, który myśli. Niebawem ukaże się „Wyobraźnia socjologiczna” Millsa w moim tłumaczeniu.
Już jest w księgarniach „Czystość i zmaza” Mary Douglas w jej przekładzie. Dwie, jak mówi, żelazne pozycje socjologicznej klasyki, które koniecznie trzeba było przetłumaczyć.
Piotr Bukowski
LITERATUROZNAWSTWO 2001
Uniwersytet Jagielloński, specjalista od literatury skandynawskiej, zwłaszcza szwedzkiej. Jak mówi, odnajduje w niej sposób myślenia, który chciałby przeszczepiać na grunt polski. – Fakt, że Szwedzi martwią się o polską eksploatację Bałtyku albo wraz z polskimi ekologami o nasze wilki w Bieszczadach, u Polaków wywołuje najwyżej pobłażanie – tłumaczy. – Tymczasem to właśnie jest postawa, którą należy kształtować w kolejnych pokoleniach. Ucząc studentów skandynawskiej literatury staram się uczyć ich także skandynawskiego spojrzenia: wrażliwości na człowieka, uważności wobec otoczenia społecznego, którą Skandynawowie mają, my nie.
Weźmy choćby Augusta Strindberga, bohatera obronionej już pracy habilitacyjnej Piotra Bukowskiego: niby antyfeminista, co wynikało ze Strindberga doświadczeń życiowych, ale jednocześnie w czasach, gdy jeszcze o tym się nie mówiło, bardzo wrażliwy na dobro dzieci, na ich podmiotowość. Wskazywanie studentom tej specyfiki kulturowej, jak mówi Piotr Bukowski, to jakiś jego wkład w tworzenie społeczeństwa obywatelskiego.
Do Polski wrócił nie tylko ze względu na habilitację, ale i przekonanie, że jego miejsce jest tutaj. Choć, jak powiada, roczne stypendium Humboldta w Bonn uświadomiło mu boleśnie, jaka materialna przepaść dzieli pracę naukowca polskiego od sytuacji kolegi za granicą, objął kierownictwo zakładu na uniwersytecie w Krakowie. – Co więcej, przywiozłem z Bonn do Polski świetnego profesora literatury, Thomasa Fechner-Smarsly, który zaczął wykładać w Krakowie. Zaszedł proces odwrotny niż zwykle i to jest mój mały prywatny powód do dumy.
Jakub Gołąb
MEDYCYNA 2002
Akademia Medyczna w Warszawie. Tytuł profesora belwederskiego otrzymał już w wieku 34 lat. Jego zespół w Zakładzie Immunologii jest światową czołówką badaczy terapii fotodynamicznej nowotworów. – To sposób leczenia, gdzie niszczy się chore tkanki selektywnie, światłem laserowym – opowiada. – Ale nasze cele są szersze, próbujemy opracowywać terapie łączone. Skoro bowiem wszystkie obserwacje wskazują, że trzeba pożegnać się z marzeniami o jednym leku na raka, to przyszłość jest w dobrym zestawianiu terapii. Badamy, które leki czy terapie wzajemnie zwiększają swoją skuteczność albo znoszą toksyczne działania drugich.
Maria Anna Ciemerych-Litwinienko
BIOLOGIA 2003
Uniwersytet Warszawski, pracowała na uniwersytetach w Manchesterze, Paryżu, Cambridge i Bostonie. Badała procesy zachodzące w mysich oocytach i zarodkach, a w ramach większego projektu, poświęconego między innymi procesom nowotworowym, analizowała rozwój myszy pozbawionych genów kodujących białka o nazwie Cykliny D. Stawanie przy stole laboratoryjnym to, jak mówi, najbardziej pasjonujące i twórcze momenty w jej życiu. Które niestety trafiają się coraz rzadziej. – Po habilitacji objęłam szefostwo w Zakładzie Cytologii Wydziału Biologii – mówi. – I dziś więcej czasu poświęcam papierom niż badaniom. Ale z drugiej strony to też jest wyjątkowa satysfakcja pracować ze świetnym zespołem, uczyć młodych, którzy z czasem będą uczyć innych.
Szczególnie dumna jest, mówi, ze swoich magistrantek: jedna dokonywała odkryć w Cambridge, druga na Harvardzie, trzecia także robi doktorat, a czwarta, ma nadzieję, rozpocznie badania we Francji. Wiele się nauczą. Może potem wrócą?
Marcin Miłkowski
FILOZOFIA 2005
Uniwersytet Warszawski. Zajmuje się sztuczną inteligencją. Bada, czy ona w ogóle może istnieć z perspektywy filozofa z zacięciem do informatyki. Próbuje udzielić odpowiedzi na pytanie, co to znaczy, że coś jest komputerem lub nie. Albo czy każdy proces fizyczny zachodzący w świecie można traktować jako proces przetwarzania informacji?
– Zakreślenie granic jest ważne, żeby móc dalej rozmawiać o sztucznej inteligencji. Dzięki stypendium „Polityki” miałem szansę pojeździć na konferencje międzynarodowe i jeszcze głębiej wszedłem w ten temat.
Poza tym pracuje nad inteligentnym programem korygującym błędy stylistyczne i gramatyczne. Prototyp już można dostać, za darmo.
– Standardowe programy nie wyłapią na przykład błędu w pisowni wyrazu „a propos”, jeśli zapiszemy: „a pro po”, co się Polakom nierzadko zdarza.
Wątkiem pobocznym pracy nad tym programem jest analiza, jakie błędy najczęściej popełniają Polacy korzystający z Internetu, z której sporo można dowiedzieć się o polskim społeczeństwie. Na przykład, że coraz rzadziej używamy rusycyzmów, a coraz więcej jest we współczesnym języku nowomowy marketingowo-komputerowej. Albo że większość słowników poprawnej polszczyzny warto by już przewietrzyć, bo sporo miejsca poświęcają błędom, których już nikt nie robi, a brak w nich miejsca na nowe, spotykane coraz częściej.
Artur Różański
ARCHEOLOGIA 2005
Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Właśnie broni doktoratu o kościołach romańskich w Wielkopolsce. Temat jest niemal dziewiczy, raz zabrano się zań w 1952 r., kolejny w 1974 r. i to tyle. Artur Różański tu odkrył zamurowaną przed wiekami klatkę schodową, tam – polityczną intrygę z czasów PRL, gdy jednemu z kościołów podmieniono patrona w celach propagandowych. – W PRL starano się udowodnić, że miasta w Wielkopolsce zakładali nie niemieccy osadnicy, jak było naprawdę, ale rdzenni Słowianie – opowiada. – Peerelowscy naukowcy do obrony tezy ukuli termin miasto przedlokacyjne, które charakteryzować miało współistnienie w jednym miejscu grodu, osady podgrodowej, kościoła i targu. Przykładem miał być Giecz. Kłopot, że w Gieczu nigdy nie było targu. Ale za to boczny ołtarz w kościele pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny był poświęcony św. Mikołajowi, patronowi kupców. I tak, w kolejnych publikacjach naukowych, Mikołaj stopniowo wypierał Marię Pannę, by na końcu zostać patronem kościoła. Co miało z kolei dowodzić, że targ, owszem, istniał na pewno, skoro patron był, tylko dowody się nie zachowały.
Różański to typ specjalny naukowca. Podchodzi do tematu badawczego z dociekliwością detektywa. Nie ogranicza się do wiedzy atrakcyjnej jedynie dla fachowców, przeciwnie, bawi się tematem, wplatając między naukową wiedzę pełne napięcia opowieści. Entuzjasta. Oby takich więcej.
Tomasz Szlendak
SOCJOLOGIA 2001
Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Specjalista od ról płciowych oraz rodziny i wychowania. Ostatnio zafascynowany psychologią ewolucji. Profesor nadzwyczajny. Okazał się osobowością medialną: pisze książki („Technomania”, „Architektonika romansu”, „Zaniedbana piaskownica”, „Supermarketyzacja”, „Leniwe maskotki, rekiny na smyczy”), a od jakiegoś czasu także felietony do prasy. Jest zapraszany przez telewizje jako ekspert, który potrafi o sprawach naukowych mówić ciekawie i zrozumiale.
Ale jednocześnie ciągle pracuje naukowo. Najnowszy projekt, który poprowadził, to polska edycja międzynarodowych badań socjologiczno-psychologicznych na temat seksualności. – Ciekawa konstatacja z tych badań: Polki okazały się wyjątkowo ekspansywne i aktywne na różnych polach. Są bardziej agresywne i zadziorne niż na przykład Holenderki czy Brytyjki. Zdradzają też częściej niż tamte kobiety. Trend ten dotyczył zresztą kobiet ze wszystkich krajów postkomunistycznych, ale najbardziej Polek.
W planach na najbliższy rok Tomasz Szlendak ma podręcznik socjologii rodziny, który najprawdopodobniej zostanie wydany przez PWN. Mówi o sobie, że jest typowym antypostmodernistą, ale wiodącym żywot całkowicie postmodernistyczny, bo ciągle w drodze z miejsca na miejsce. Za granicę jednak nie wybiera się. Najważniejsza życiowa rola to, jak mówi, ojcostwo.
Maciej Wojtkowski
FIZYKA 2001
Uniwersytet Mikołaja Kopernika w Toruniu. Gdy przyznawaliśmy mu stypendium „Polityki”, jeszcze nie było wiadomo, czy bezinwazyjne badanie tkanek oka za pomocą światła, nad którym wówczas pracował, istotnie okaże się najlepszą z istniejących metod diagnostycznych w okulistyce.
– Dziś już wiemy, że tak. Ta dziedzina przeżyła ostatnio wyjątkowo szybki rozwój, poświęca się jej na świecie całe konferencje, a niewielka polska firemka optyczna, która zdecydowała się wdrożyć przemysłowo polskie prototypy, jako pierwsza zaczęła sprzedawać je w USA, potem w Europie. Sprzedało się już około 200 sztuk, jak na tak wysoce specjalistyczny sprzęt to sporo.
Ale i firmy amerykańskie, które dziś produkują podobne urządzenia, też w dużej mierze korzystają z pracy Wojtkowskiego. Dwa lata przepracował w Dolinie Krzemowej w MIT.
– Wróciłem jednak, bo chciałem współtworzyć polską grupę badawczą i przekazywać młodszym wiedzę zdobytą w USA, a wcześniej w Wiedniu. Dziś grupa badawcza prof. Kowalczyka, do której należę, ma renomę na świecie. Nie odstajemy od światowej czołówki także pod względem finansowym; nauczyliśmy się pisać dobre wnioski grantowe.
Wojtkowski robi habilitację, po której zapewne formalnie obejmie kierownictwo zespołu. Będzie promował młodszych kolegów. I będzie miał z tego, powiada, dużą satysfakcję, bo jest przekonany, że młodych trzeba wspierać, promować i zachęcać wszelkimi metodami. – Co jakoś przełoży się na promocję prospołecznych postaw i na lepszą Polskę.
Cezary Wójcik
EKONOMIA 2003
Szkoła Główna Handlowa, Warszawa, doktor ekonomii i magister prawa. Podyplomowo zrobił pedagogikę i w tej trzeciej dziedzinie najbardziej się odnajduje. – Zaraz po stypendium „Polityki” pojechałem na staż na stypendium Fulbrighta na uniwersytet w Berkeley – opowiada. – Po powrocie dostałem zaproszenie do Rady Makroekonomicznej przy ministrze finansów, usiadłem obok takich autorytetów jak prof. Marek Góra, prof. Witold Orłowski. Był najmłodszy. To była, mówi, ważna życiowa lekcja polityki. – Potem wspólnie z pracownikami Ministerstwa Finansów opracowywałem program dotyczący wejścia Polski do strefy euro, były też inne projekty.
A jednocześnie zawsze, mówi, czuł powołanie do dydaktyki. Ze studentami stworzył koło naukowe, gdzie wspólnie zastanawiają się, jak usprawniać państwo. Powołali między innymi gabinet cieni Rady Polityki Pieniężnej i przygotowują raporty – konkurencyjne do tych wydawanych przez prawdziwą radę, wydają „Studencki Przegląd Ekonomiczno-Społeczny” oraz Working Papers. Sekcja Nowoczesne Pańswo w ramach projektu PAN przeanalizowała jakość instytucji rynkowych w Polsce, wyłapując te elementy, które nie działają sprawnie. – Jakkolwiek patetycznie by to brzmiało, zdałem sobie sprawę, że skoro pracuję z przyszłą elitą tego kraju, moim zadaniem jest przekazywać studentom nie tyle suchą wiedzę, ile wartości. Wierzę też, że zadaniem naukowców jest dziś kształtować przestrzeń do debaty, polepszać jej jakość, tworzyć propozycje reform.
W przyszłości chciałby poprowadzić wykłady z nowoczesnego przywództwa, finansów międzynarodowych oraz z etyki działalności publicznej, by, mówi, wychowywać liderów przyszłości, profesjonalnych, ale chcących działać na rzecz dobra wspólnego.