Ufologiczna kulminacja rozpoczęła się za oceanem 30 kwietnia. Tego dnia prestiżowy, liberalny i znany m.in. ze świetnych reportaży tygodnik „The New Yorker” umieścił na swojej stronie internetowej artykuł zatytułowany „Jak Pentagon zaczął poważnie traktować UFO”, który w papierowym wydaniu wypełnił aż 16 stron. Jego przesłanie było czytelne: z tymi kosmitami musi być coś na rzeczy, skoro w sprawę zaangażowało się ministerstwo obrony. Autor napisał też o oficjalnie ujawnionych rok wcześniej przez Departament Obrony trzech nagraniach z kamer amerykańskich myśliwców, które uchwyciły dziwne obiekty poruszające się w sposób zdający się przeczyć znanym nam prawom fizyki. Dość bezkrytycznie przytaczał również „dowody” przedstawiane przez entuzjastów UFO.
Kilka tygodni później właśnie do tych nagrań wideo nawiązał goszczący w telewizyjnym talk-show Barack Obama. Były prezydent najpierw sobie zażartował, ale za chwilę stwierdził: „Istnieją nagrania obiektów na niebie, o których nie wiemy, czym dokładnie są. Nie możemy wyjaśnić, jak się poruszają, ich trajektorii lotu. Myślę, że ludzie próbują na poważnie badać takie zjawiska i wyjaśniać, czym są. Ale dziś nie mam nic więcej na ten temat do powiedzenia”. Spytany później o tę wypowiedź prezydent Joe Biden odparował krótko: „Zapytałbym Obamę jeszcze raz”. Tak oto temat UFO trafił na same szczyty amerykańskiej polityki.
Grupa z Archiwum X
Ale ufologiczną wisienką na torcie stał się dokument zatytułowany „Ocena wstępna: niezidentyfikowane zjawiska lotnicze”, opublikowany 25 czerwca przez Biuro Dyrektora Wywiadu Narodowego USA zgodnie z zamówieniem Kongresu. Warto jednak zauważyć, że owa wisienka okazała się mocno kwaśna. Chociaż sporo rozgorączkowanych mediów informowało o potwierdzeniu przez amerykański wywiad istnienia UFO, to w rzeczywistości napisany suchym językiem raport liczył zaledwie dziewięć stron, na których ani razu nie pojawił się ów słynny trzyliterowy skrót.