KRYSTYNA ROMANOWSKA: – Polscy aktywiści wręczyli panu niedawno w Berlinie nagrodę Climate Hero. Czuje się pan bohaterem?
JAMES HANSEN: – Jestem tylko naukowcem i „robię w nauce”. Myślę też o sobie jako o „strażniku przyszłych pokoleń” i nie boję się mówić prawdy. Dzisiaj tacy naukowcy jak ja mają często pod górkę, ponieważ ludzie nie chcą nas słuchać. Wolą, kiedy im się mówi wygodne rzeczy, a nie bolesne, choć mamy obowiązek głosić prawdę, szczególnie wśród młodych ludzi. Dlatego pracuję nad książką „Sophie’s Planet”.
To nawiązanie do głośnego „Świata Zofii” Josteina Gaardera?
Mimowolne. Sophie to moja 22-letnia wnuczka. Ona i jej pokolenie są ofiarami krótkoterminowych biznesowych zysków i systemu stworzonego przez polityków. Dlatego zdecydowałem się pozwać amerykański rząd za kontynuowanie spalania paliw kopalnych. Politycy doskonale wiedzą – i to co najmniej od 30 lat – że zagraża to przyszłości i zdrowiu następnych generacji.
Jaka bowiem przyszłość czeka tych młodych ludzi? Skończą college z długami o równowartości nowego domu, spotęgowanymi wzrastającymi cenami energii. Środowisko naturalne, w którym żyją, będzie dewastowane na skutek wydobywania gazu ziemnego. Zresztą dzisiaj, także w Europie, paliwo to jest najdroższe w historii. Dlatego musimy mieć stabilne źródła energii elektrycznej dostępnej cały czas. Moja stodoła wprawdzie jest pokryta panelami słonecznymi i generuje tyle prądu, ile potrzebujemy, ale to przecież nie rozwiązuje problemu wielu innych ludzi.
Czy dlatego odmówił pan udziału w ostatniej konferencji klimatycznej COP w Glasgow i pojechał do Berlina na StandUpForNuclear, czyli demonstrację przeciwko zamykaniu elektrowni jądrowych w Niemczech?