Badania zespołu naukowców kierowanego przez psychologa klinicznego Deana Kilpatricka z Medical University of South Carolina wykazały, że ok. 90 proc. mieszkańców USA przynajmniej raz w ciągu swojego życia doświadczy traumy. Niespodziewanie straci kogoś bliskiego, będzie świadkiem lub sprawcą tragicznego wypadku, pożaru lub innej katastrofy, stanie się ofiarą przemocy bądź gwałtu albo zostanie uwikłanych w działania wojenne. Pozostałe 10 proc. Amerykanów też trudno nazwać szczęśliwcami – większość z nich będzie żyła zbyt krótko, aby doświadczyć traumy.
Ponieważ życie w USA pod względem narażenia na traumatyczne wydarzenia specjalnie nie różni się od tego, jakie prowadzimy w Europie, można przyjąć, że tragedie spotkają podobny odsetek populacji naszego kontynentu. Czy jesteśmy wystarczająco na nie odporni? Jakiej pomocy i jak długo będziemy potrzebowali? Jak udzielać wsparcia innym, którzy doświadczyli traumy? Pytania te nabierają szczególnej wagi teraz, kiedy większość z nas spotyka – lub wkrótce spotka – ludzi, którzy zetknęli się z koszmarem wojny.
Odpowiedzi na wiele z powyższych pytań przynoszą wyniki badań psychologa Georga Bonano z Columbia University, którego obecnie dość jednomyślnie uznaje się za światowy autorytet w dziedzinie traumy i odporności psychicznej, zwanej także rezyliencją. Potwierdzają one tezę, że większość osób, które przeżyły jakąś katastrofę, zazwyczaj poradzi sobie z nią dzięki wrodzonej odporności i nie będzie wymagała interwencji specjalistów od zdrowia psychicznego. Podczas badań okazało się również, że interwencje zewnętrzne często nie mają żadnej przewagi nad naturalnymi procesami obronnymi, a nawet mogą je osłabić. Wiele innych systematycznych przeglądów badań poświęconych wczesnej interwencji u osób po traumie wykazało, że istnieją bardzo ograniczone dowody wskazujące na potrzebę jakiejkolwiek interwencji psychologicznej w ciągu pierwszego miesiąca po zdarzeniu.