Kwiecień 2020 r. W Polsce nastał czas teleporad. Jak na kraj, w którym nie można było do tej pory telefonicznie nawet zapisać się na wizytę, to duża zmiana. Wielu lekarzy nie było na nią przygotowanych. Potrzebne okazały się nowe kompetencje, by zbadać pacjenta, którego nie da się dotknąć i przeprowadzić z nim wywiad na odległość. Towarzystwa naukowe zaczęły pospiesznie przygotowywać zalecenia pomagające medykom wypytywać o rzeczy, które dawniej mogli sami zauważyć podczas bezpośredniej rozmowy.
Dokładnie dwa lata później, w kwietniu 2022 r., niedostatki w komunikacji znów dały o sobie znać. Do szpitalnych izb przyjęć i gabinetów napłynęła fala pacjentów z Ukrainy. Jak się z nimi porozumieć? Naczelna Izba Lekarska i okręgowe rady samorządu publikują tłumaczenia podstawowych zwrotów i nazw leków, ale nie wszystkie medyczne terminy można w nich znaleźć. Nie wszystko też, o co lekarz chciałby dopytać, by postawić diagnozę lub kontynuować leczenie, udaje się w takim polsko-ukraińskim słowniku uwzględnić.
Na językach
Ani w przypadku pandemii, ani kryzysu uchodźczego nie było w polskiej ochronie zdrowia wypracowanych procedur, które ułatwiałyby porozumiewanie się z chorymi w nietypowych warunkach. – Zostaliśmy rzuceni na głęboką wodę – opowiada laryngolożka, która podczas lockdownu otrzymywała z przychodni listę telefonów do pacjentów wpisanych na konsultację. Musiała ich przekonać, że potrafi zdalnie zaradzić ich problemom. – W mojej specjalności sprawdzało się to pół na pół. Leczenie zapalenia zatok i anginy można prowadzić w ciemno, choć oczywiście czułabym się pewniej, mogąc korzystać z wziernika lub endoskopu. Ale gdy trzeba było wypłukać zatkane ucho, to jak miałam to zrobić przez telefon?
Dr Agnieszka Sulikowska z Warszawy zatrudniła się podczas pandemii w oddziale chorób zakaźnych w Hajnówce, by leczyć pacjentów z covid, ale pół roku temu, w szczycie kryzysu na granicy polsko-białoruskiej, zaczęli tam trafiać uchodźcy z Syrii, Iraku i Afganistanu.