Podczas pandemii wiele osób przybrało na wadze, więc informacja z czołówek zagranicznych serwisów medycznych przyciąga uwagę jak magnes: pojawił się nowy lek na odchudzanie! Zwiastuje rewolucję w podejściu do leczenia przewlekłej otyłości, bo ma pomóc nie tylko osobom, którym trudno schudnąć, ale mógłby być też przydatny przy zapobieganiu tej chorobie. Czy to wymarzona pigułka na otyłość i zapowiedź sukcesu w walce z jednym z najbardziej rozpowszechnionych problemów zdrowotnych naszych czasów?
Ten nowy specyfik, tirzepatyd, nie jest jednak do łykania, bo podaje się go raz na tydzień w podskórnych zastrzykach. Po półtorarocznej kuracji 1250 uczestników badania klinicznego, którzy ważyli ponad 105 kg, straciło średnio po 24 kg, co odpowiada 22,5 proc. redukcji ich masy ciała (w tak samo licznej grupie przyjmującej placebo spadek wagi wyniósł zaledwie 2 kg). Dla tysięcy nieszczęśników, których marzeniem jest szczupła sylwetka, to niesamowite wyniki, bo skuteczność rozmaitych diet i preparatów odchudzających nigdy dotąd nie była tak dobra.
Tajemnica tirzepatydu tkwi w naśladowaniu działania naturalnych hormonów uwalnianych w jelitach po posiłku. Opóźniają opróżnianie żołądka i stymulują w podwzgórzu wrażenie sytości, co z kolei hamuje odczuwanie głodu. Mówiąc inaczej, substancje te informują mózg o tym, że żołądek i jelita są wypełnione, więc należy skończyć posiłek. Nie jest to nowatorskie wykorzystanie w terapii szlaków regulujących apetyt i sprzężeń zwrotnych między układem pokarmowym a ośrodkowym układem nerwowym, bo analogi identycznych hormonów wykorzystywane są już od kilkunastu lat w leczeniu cukrzycy. Są to leki zwane inkretynami, które hamują obumieranie komórek uwalniających insulinę w trzustce, stymulują jej wydzielanie po posiłkach, obniżając jednocześnie poziom glukozy we krwi.