Babskie gadanie i męskie rozmowy
Babskie gadanie i męskie rozmowy. Językowa nierówność płci
AGNIESZKA KRZEMIŃSKA: – Jaką formę pani woli – pani „profesor” czy pani „profesorko”?
PROF. JOLANTA SZPYRA-KOZŁOWSKA: – Nie przywiązuję do tego aż tak dużej wagi. Każdy ma swoje przyzwyczajenia i powinien używać formy, z którą się najlepiej czuje.
Ale jak mówię do pani „profesorko”, nie czuje się pani takim mniejszym profesorem?
Z pewnością nie. A czy lekarka to mniejszy lekarz, a dziennikarka to mniejszy dziennikarz? Coraz częściej słyszę też formę „profesoro”, ponieważ w przekonaniu wielu osób określenie profesorka jest lekceważące, dlatego do rzeczowników w rodzaju męskim dodawana jest końcówka – „a”, stąd także „ministra”. Choć mamy już utrwalone nazwy odprzymiotnikowe jak „radna” czy „księgowa”, to odrzeczownikowa „profesora” brzmi nadal obco.
Czy językoznawcy nie powinni wskazać, która z trzech form zwracania się do kobiet mających tytuł profesorski jest poprawna?
Jestem przeciwna wszelakiej przemocy w języku. Mamy pewne przyzwyczajenia, utarte formy i siłowe narzucanie nowych nie jest dobre dla promocji feminatywów – spotyka się z niechęcią i sprzeciwem. Polszczyzna jest w okresie przejściowym, w którym funkcjonują i stare, i nowe określenia kobiet. Tych nowych będzie przybywać, bo taka jest potrzeba społeczno-kulturowa. Jako zwolenniczka językowej równości płci uważam, że często możemy ją uzyskiwać, po prostu wprowadzając w życie już istniejące nazwy żeńskie. Czy mówi pani o sobie „dziennikarz” czy „dziennikarka”?
„Dziennikarka”, ale długo musiałam przyzwyczajać się do „archeolożki”, pewnie dlatego, że w naszym środowisku krążył żart, że jak są „archeolożki”, to muszą być „archeoknury”.