Letnia fala pandemii, wywołana superzaraźliwymi subwariantami omikrona, zaatakowała głównie tych, którzy od jej początku przynajmniej raz byli już chorzy lub przyjęli co najmniej jedną dawkę szczepionki. Osoby, które infekcji jeszcze nie przeszły, a wśród nich są też tacy, którzy zlekceważyli szczepienia, podnoszą wysoko głowę i nie wierzą, by koronawirus kiedykolwiek ich dopadł.
Trzeba przyznać, że mają kilka argumentów po swojej stronie: uniknęli covidu na początku pandemii, gdy wszyscy ludzie wobec niego mieli podobną, na ogół bardzo niską odporność, nie zachorowali jesienią ubiegłego roku, kiedy szpitale uginały się pod naporem chorych, ani ostatniej zimy, gdy wszystkim zaczął zagrażać omikron. Mało tego, wielu z tych szczęśliwców opiekowało się bliskimi, którzy nie mieli tyle szczęścia co oni, i choć mieszkali z nimi pod jednym dachem, też uniknęli zakażenia.
Ale czy to wystarczające dowody, że na pewno nie zachorują nigdy? Takie przekonanie opiera się na kruchym fundamencie.
Dr Grzesiowski dla „Polityki”: Będziemy chorować, może nawet wiele razy
Posiadacze szczęśliwych genów
Przede wszystkim musimy pamiętać o ważnym zastrzeżeniu: ile osób spośród uważających się za niepokonane przez covid w rzeczywistości nie uniknęło zakażenia, lecz przeszło je bezobjawowo?
Akurat takich można nazwać szczęśliwcami, bo w sposób najmniej dla siebie dolegliwy poddali swój układ odpornościowy identycznemu treningowi co wszyscy pozostali, którzy go odchorowali. Po przeciwnej stronie są pechowcy – przeszli zakażenie raz czy drugi, szczepili się trzy razy, a i tak leżą teraz w łóżku z gorączką, bólem gardła, chorymi zatokami.