Słowo na mikroba
Kłopotliwe nazwy chorób. Źle się kojarzą, a eksperci nie mogą się dogadać
W brazylijskim rezerwacie przyrody w Rio Preto w stanie São Paulo w niecały tydzień odnotowano ponad dziesięć prób otruć lub celowych zranień małp. Siedmiu zwierząt nie udało się uratować. Nie wiadomo, kto dopuścił się tego barbarzyństwa, ale prawdopodobnie ma ono związek z zakażeniami małpią ospą, którą w okolicy wykryto u trojga osób. To trochę jak z nietoperzami, które zabijano na początku 2020 r., po wskazaniu ich jako rezerwuaru SARS-CoV-2 i uczynieniu odpowiedzialnymi za wybuch pandemii. Do takich zdarzeń dochodziło nawet w Polsce, choć nasze nietoperze nigdy nie były nosicielami śmiertelnych dla ludzi koronawirusów.
Na wieść o tym, co stało się w Rio Preto, rzeczniczka Światowej Organizacji Zdrowia Margaret Harris pospieszyła z wyjaśnieniami: „Transmisja wirusów małpiej ospy odbywa się obecnie wyłącznie między ludźmi. Pomimo nazwy małpy nie są głównymi przekaźnikami tej choroby”. WHO jest jednak w pewnym sensie odpowiedzialna za śmierć zwierząt, ponieważ od dwóch miesięcy nie zrobiła nic, aby uwspółcześnić terminologię i dostosować ją do realiów.
Małpy, które są niewinne
O zerwanie dotychczasowych skojarzeń naukowcy apelowali już 10 czerwca w prestiżowym czasopiśmie „Virology”. Przeczuwali, że historyczna nazwa choroby – nadana w 1958 r. po odkryciu nowego wirusa u małp trzymanych w laboratorium do celów badawczych w Danii – może wpłynąć na niewłaściwe zachowania ludzi. Nie będą oni mieli świadomości, że można zakazić się od drugiej osoby, a zamiast zadbać o indywidualną ochronę, dla własnego bezpieczeństwa zaczną zwalczać zwierzęta.
Wydawało się, że dyrektor generalny WHO Tedros Adhonom Ghebreyesus, który postanowił 23 lipca ogłosić w związku z gwałtownym wzrostem zakażeń małpią ospą „globalny stan zagrożenia zdrowia”, przedstawi równocześnie nową, trafniejszą nomenklaturę patogenu.