Opowieści z przyszłości
Marcin Napiórkowski dla „Polityki”: Żyjemy w kulturze pomyłek. I dobrze!
EDWIN BENDYK: – Świat wszedł w fazę interregnum, bezkrólewia, kiedy stary ład już przestaje obowiązywać, ale nowy dopiero majaczy na horyzoncie – twierdził Zygmunt Bauman. A jak pan opisuje współczesną rzeczywistość?
MARCIN NAPIÓRKOWSKI: – Zaryzykuję tezę, że żyjemy w kulturze pomyłek. Pomyłka stała się pojęciem niezbędnym do zrozumienia tego, co się wokół nas dzieje.
Lepiej niż kiedykolwiek rozumiemy, że musimy się mylić i nie ma w tym nic złego. Całe dziedziny – np. cywilny transport lotniczy – rozwijają się dlatego, że wypracowały systemowy sposób uczenia się na własnych błędach. Jednocześnie jednak narasta świadomość, że każda kolejna pomyłka może doprowadzić do ostatecznej katastrofy. Wiemy, że są dziedziny, gdzie błędu popełnić nie możemy. Kolejne dziesięć lat nicnierobienia w sprawie katastrofy klimatycznej spowoduje, że przekonamy się, czym różni się katastrofa od pomyłki. Podobnie z majstrowaniem przy arsenale nuklearnym – to może doprowadzić do zagłady gatunku, a nie być „inspirującą lekcją na przyszłość”.
Czym ta sytuacja różni się od świata sprzed 60–70 lat, z początku wyścigu zbrojeń jądrowych? Strach przed konsekwencjami pomyłki był wtedy powszechny.
To prawda, ale wówczas dominowała kultura nieakceptowania pomyłek, inaczej niż dziś, w czasach start-upów. Znam wielu przedsiębiorców, którzy w swoich życiorysach chwalą się nieudanymi przedsięwzięciami, są z nich dumni. Zamiast dyskwalifikować, jak w starej kulturze, porażki są źródłem autorytetu, dowodzą wizjonerstwa, odwagi. I to jest coś jakościowo nowego.
Czy jednak na pewno mamy do czynienia z czymś nowym, czy też raczej z dominacją kultury amerykańskiej? O niej jeszcze przed modą na start-upy mówiono, że sprzyja innowacyjności, bo nie karze przedsiębiorców za porażki?