MARCIN ROTKIEWICZ: – Zajmuje się pani naukowo biodrukiem 3D. Co to takiego?
DR INŻ. MAŁGORZATA WŁODARCZYK-BIEGUN: – Biodruk bazuje na tej samej technologii co druk 3D. Służy do produkcji, warstwa po warstwie, jakiegoś materiału lub obiektu. W drukarkach 3D używa się płynnego tworzywa sztucznego, które szybko twardnieje. W biodruku – biomateriałów, zazwyczaj zawierających żywe komórki, ludzkie lub zwierzęce. Większość z nich powstaje na bazie hydrożeli, czyli substancji podobnych do żelatyny, a chemiczne dodatki utrzymują całą strukturę, czyli nie pozwalają, by to, co wyszło z drukarki, zmieniło się w bezkształtną masę.
Taki wydrukowany obiekt wkłada się do inkubatora, a więc miejsca zapewniającego np. ludzkim komórkom warunki podobne do tych panujących w ciele człowieka. Dzięki temu mogą one odpowiednio rosnąć, łączyć się ze sobą, a w przypadku zastosowania komórek macierzystych – różnicować w wyspecjalizowane komórki, np. mięśni. W ten właśnie sposób próbuje się wytwarzać za pomocą biodrukarek struktury przypominające tkanki, organy i narządy.
Ale komórki, żeby przeżyć, potrzebują tlenu i substancji odżywczych.
Jeśli stworzony w biodrukarce obiekt jest malutki, to nie ma problemu. Wkładamy hydrożel do tzw. medium komórkowego, czyli pożywki zapewniającej wszystkie niezbędne do życia składniki. Dzięki zjawisku dyfuzji medium swobodnie przemieszcza się w hydrożelu między komórkami. W inkubatorze znajduje się też odpowiednia mieszanina gazów, w tym tlen.
Problem pojawia się wtedy, kiedy chcemy wydrukować coś, co ma wielkość powyżej jednego centymetra i jest podobne do narządów, organów lub tkanek. Do komórek znajdujących się w środku takiego obiektu nie docierają bowiem substancje odżywcze.