Elon Musk nie przestaje zadziwiać świata swoimi pomysłami i nawet te najbardziej niedorzeczne zjednują mu wielbicieli. Nieokiełznany fantasta stawia sobie również w najbliższym czasie za cel zrewolucjonizowanie neurochirurgii. Za pomocą implantów mózgowych chce osobom sparaliżowanym przywracać utracone funkcje, niewidomym – wzrok, a zdrowym (i chętnym na umieszczenie w mózgu wiązki elektrod) umożliwić wykonywanie czynności bez użycia rąk.
Ponoć makak o imieniu Pager świetnie już gra w komputerową wersję ping-ponga. To, jak chce pokierować piłką, trafnie odczytuje umieszczony w jego mózgu miniaturowy interfejs i zamierzenia małpki błyskawicznie wciela w życie. Wkrótce Musk zamierza uzyskać zezwolenie na wszczepienie podobnego urządzenia człowiekowi – by można było samymi myślami kierować ruchami kończyn. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA), wydająca licencje również dla urządzeń medycznych, otrzymała już ponoć większość dokumentów niezbędnych do rozpoczęcia testów klinicznych. A przekonującym argumentem, by eksperci nie ociągali się z podjęciem decyzji, są wyniki eksperymentów przeprowadzane na makakach właśnie oraz owcach i świniach.
Problem w tym, że zwierzęta nie były pytane w laboratoriach firmy Neuralink – która z polecenia Muska od siedmiu lat pracuje nad integracją mózgu ze sztuczną inteligencją – czy godzą się na zabieg umieszczenia pod czaszką elektrod. To nie jest groźne, choć jak każdy zabieg wiąże się z pewnym ryzykiem. Właśnie kwestie bezpieczeństwa będą dla FDA kluczowe przy wydaniu zezwolenia na umieszczenie wynalazku Muska w ludzkiej czaszce. Problematyczna może okazać się trwałość takiego implantu (bo wymiana narażać będzie pacjentów na powtarzające się manipulacje na delikatnej korze mózgowej) oraz to, jak skomplikowana elektronika będzie na dłuższą metę działać w wilgotnym środowisku tkanek.