W usta już neandertalczycy, z języczkiem nawet bonobo. Ale ludzie całują się namiętnie rzadziej, niż zakładano
Pocałunek odgrywa istotną rolę w komunikacji społecznej. Całujemy, by wyrazić uczucia, szacunek, miłość. Całujemy, by przywitać i pożegnać. Całujemy rodziców, dzieci, bliskich. Niektórych całujemy w usta, romantycznie, namiętnie, długo. Mające podtekst seksualny pocałunki stały się przedmiotem różnych dociekań naukowych. Badania wskazują, że odgrywały rozmaite role w ludzkiej historii. Całując w usta można było dokonać pośredniej oceny zdrowia, a zatem atrakcyjności potencjalnego partnera lub partnerki. Nieprzyjemny zapach lub smak sygnalizował chorobę, a zatem niekoniecznie najlepszy wybór na rodzica.
Czytaj także: Franciszek: Przestańcie mnie całować w pierścień
Dzięki całowaniu dość łatwo było (i wciąż jest) zakomunikować pożądanie drugiej osoby, a zarazem stworzyć atmosferę intymności i podniecenia, sprzyjając tym samym stosunkom seksualnym. A co za tym idzie – prokreacji. Namiętne pocałunki zwiększają też wydzielanie oksytocyny, hormonu pośredniczącego w powstawaniu uczucia przywiązania. Niektóre badania eksperymentalne wykazały, że podwyższone poziomy oksytocyny u mężczyzn mogą przekładać się na ich większą wierność wobec partnerek. Pocałunki w usta mogły więc być prostym, codziennym sposobem zwiększającym szansę, że obrońca i łowczy pozostanie przy rodzinie, zwiększając szansę na przeżycie potomstwa.
Namiętne pocałunki rzadsze niż zakładano
Intuicyjnie wydaje się wiec, że romantyczne pocałunki musiały istnieć w życiu ludzi na całym świecie od dawien dawna. Dowody wskazują, że były praktykowane ok. 2,5 tys. lat p.n.e. w starożytnym Egipcie i Mezopotamii, a więc pewnie i znacznie wcześniej.