Spowiedź jętki jednodniówki
Między wiarą a nauką. Ja nie widzę ustawianych przez fizykę drogowskazów do Boga
Kilka miesięcy temu przez łamy „Gazety Wyborczej” przetoczyła się dyskusja zapoczątkowana artykułem prof. Marka Abramowicza „Fizyka jest dziś o wiele bliżej uznania istnienia Boga jako aktywnego elementu obiektywnej rzeczywistości”. Autor podał w nim trzy powody, „które zdaniem wielu poważnych fizyków sugerują konieczność rozważania widocznego w realnym świecie, niemożliwego do zaprzeczenia splątania fizyki z metafizyką”. Po pierwsze, materia nie jest wieczna: nasz Wszechświat powstał 13,8 mld lat temu w Wielkim Wybuchu. Po drugie, wartości fundamentalnych stałych fizyki są bardzo dokładnie „dostrojone” w taki sposób, by mógł powstać gatunek Homo sapiens. I po trzecie – zjawiska kwantowe można interpretować jako zależne od naszej wolnej woli i naszej świadomości, czyli czynników autonomicznych względem świata materii. Tematyka splątania fizyki z metafizyką powraca w wydanej na początku lipca książce prof. Abramowicza „Między Bogiem a prawdą. Metafizyczne przygody roztargnionego profesora”, która według wydawcy jest „powieścią o nierozerwalnym dla autora splocie fizyki z wiarą”.
Rozdźwięk
Świat widzę inaczej niż prof. Abramowicz i ustawianych przez fizykę drogowskazów do Boga nie dostrzegam. Argument, że jednym z nich jest Wielki Wybuch, czyli Początek Wszystkiego, zupełnie do mnie nie trafia. Żaden to przecież Początek, lecz tylko ekstrapolacja ogólnej teorii względności, która – jak każda teoria fizyczna – ma swój zakres stosowalności i poza nim po prostu nie działa. Kto za Wielkim Wybuchem wypatruje Boga, popełnia wielokrotnie już powtórzony błąd. Jeśli bowiem umieścimy dziś stwórcę tuż za granicą poznania naukowego, to w przyszłości przyjdzie nam go wraz z nią przesuwać, co w moim pojęciu uwłacza i jemu, i w niego wierzącym.