MARCIN ROTKIEWICZ: – Fosfor, jeden z pierwiastków kluczowych dla funkcjonowania każdego organizmu, został niedawno odkryty na księżycu Saturna, Enceladusie. Czy życie miało szansę powstać w tak odległym i potwornie zimnym rejonie Układu Słonecznego?
DAVID GRINSPOON: – Absolutnie tak! Jeśli chodzi o poszukiwanie pozaziemskich organizmów, Enceladus jest obecnie jednym z potencjalnie najciekawszych miejsc w Układzie Słonecznym, a może wręcz najbardziej obiecującym. Bo choć skuwa go lodowa skorupa, to pod nią znajduje się ocean płynnej wody.
Czym w takim razie różni się od niego Europa, księżyc Jowisza, również skrywający ocean pod pokrywą lodu?
To kolejne ciało niebieskie bardzo ekscytujące z punktu widzenia astrobiologii. Żeby jednak dostać się do płynnej wody Europy, trzeba tam wylądować i jakoś przetopić się przez lód. Tymczasem na Enceladusie gejzery wyrzucają H2O w przestrzeń kosmiczną. Można więc spróbować zbadać jej skład nawet bez lądowania.
Rozmawiamy o życiu w kosmosie, a nawet w przypadku naszej planety nauka nie wypracowała jeszcze powszechnie akceptowanej jego definicji.
Problem w tym, że znamy tylko jedną żywą planetę i na jej podstawie wyciągamy wnioski, co jest niezbędne dla jego narodzin. Uważamy, że to ciekła woda, źródła energii oraz tzw. pierwiastki biogenne, czyli węgiel, wodór, tlen, azot, siarka i fosfor, będące podstawowymi składnikami związków organicznych – białek, tłuszczów czy węglowodanów. I stąd bierze się pewien paradoks astrobiologii: de facto nie do końca potrafimy określić, czego szukamy. Pozaziemskie organizmy mogą okazać się tak odmienne, że dopiero jak je znajdziemy i zbadamy, stwierdzimy: o, ciekawe, to również jest życie.