Wokół czterech kół
Kolejny lewacki atak na zmotoryzowaną tożsamość Polaków? Nie, to zupełnie inny punkt widzenia
Politycy kochają nas miłością zazdrosną i zaborczą. Upolitycznili, co mogli, nawet pragmatykę rozwiązań transportowych. Trudno wsiąść do auta lub na rower, żeby nie pomyśleć, że jest to wyraz poparcia dla którejś z partii. Jak się wyzwolić z tego matriksu? Choćby sięgnąć po „Miasto wolne od samochodów”, książkę, która opisuje coś więcej: nasze wspólne potrzeby wynikające z ludzkiej natury, niezależnie od poglądów politycznych.
To efekt osobistych doświadczeń dwójki autorów, Chrisa i Melissy Bruntlettów, którzy w 2019 r. z dwójką małych dzieci przeprowadzili się za pracą z Vancouver w Kanadzie do Delft w Holandii. Ponieważ wcześniej napisali „Rowerowe miasto. Holenderski sposób na ożywienie miejskiej przestrzeni”, Chris został zatrudniony w oferującej rowerowe know-how firmie Dutch Cycling Embassy, a Melissa w Mobycon, projektującej zrównoważone rozwiązania transportowe na podstawie holenderskich doświadczeń.
Można by oczekiwać, że jako rowerowi aktywiści odtąd będą po prostu afirmować transport dwukołowy. Doszli jednak do wniosku, że wcale nie chodziło im o rowery. Odkryli, że jeśli miasto nie zmusza nikogo do bycia kierowcą, jest lepsze do życia. Zamiast ideologicznych pouczeń czytelnik dostaje więc coś w rodzaju reportażu lub pamiętnika. Bruntlettowie nie tyle chwalą holenderski styl życia, ile relacjonują, jak zmieniło się ich życie po przeprowadzce z Vancouver. Pozwalają czytelnikowi zastanowić się, czy miasto niepodporządkowujące ludzi ruchowi samochodowemu byłoby atrakcyjną opcją również dla niego.
Miasto, a jednak człowiek
Polski tytuł tej książki jest bardziej radykalny od angielskiego „Curbing traffic” (okiełznać ruch samochodowy). Jest to ryzykowne, ale może ma głębszy sens, bo buduje nowe skojarzenia.